Writing is hard. Zbiór rozterek niespełnionego pisarza

Ten tekst to rozgrzewka. Postanowiłam sobie, że będę pisać codziennie. Focus Writer liczy mi czas – powinnam poświęcić na to godzinę. Chociaż może powinnam ustawić go na liczenie słów? W końcu – przez godzinę można gapić się w migający kursor. 5% dziennego celu.

Z pisaniem mam relację love-hate. Pisałam od zawsze. Od mojego pierwszego wierszyka w pierwszej klasie, do bloga. Lepiłam ze słów i zawsze naprędce przyswajanej wiedzy (bo nigdy nie potrafiłam rozsądnie rozłożyć sobie nauki) świetne wypracowania, które przerodziły się w całkiem niezłe prace naukowe. Pisanie sprawia mi przyjemność i daje satysfakcję przekraczającą wszelkie inne satysfakcje, jakich można doświadczyć. Ale czasem, przed radością jest ból niemal fizyczny, wycie do księżyca i sfrustrowana, zmęczona twarz z ustami wyrzucającymi z siebie niecenzuralne słowa. Pisanie tego tekstu jest niczym fitness dla mózgu. Pot spływa po moich mentalnych plecach (skoro można mieć kręgosłup moralny to czemu nie mentalne plecy?). Jeszcze trochę. Stephen King byłby dumny.

S.King, Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika, Prószyński i S-ka, 2008

Czytałam ostatnio Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika, czyli zbiór porad dla początkujących pisarzy pióra wspomnianego przed chwilą autora. Systematyczność przede wszystkim. King imponuje swoją pisarską dyscypliną. Wyrobił sobie nawyk pisania i nie może już bez niego żyć. A im więcej pisze, tym więcej pomysłów pojawia się w jego głowie. Stephen nie wymyśla historii, on je odkrywa. Jak archeolog pieczołowicie odkrywający kolejne fragmenty cennego znaleziska. Tak przynajmniej opisuje swój proces twórczy. Trzeba przyznać, że całkiem ładne porównanie.

Złośliwi mówią, że copywriter to pisarz, który pogodził się ze swoim losem. I chociaż copywritingiem zajmuję się zawodowo, wcale nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Artystyczne dusze nigdy nie godzą się ze światem i rzeczywistością. Sztuka to bunt. Ale co z tego, kiedy kompleksy i bariery psychiczne gaszą zapał w zarodku szepcąc do ucha „Uważaj, bo się ośmieszysz!”. 

 

 

Krzywię się, kiedy piszę te słowa. Trochę się wstydzę. Zawsze chciałam napisać książkę. Powieść. W mojej głowie non stop kłębią się historie, które przeżywam i rozwijam w myślach. I czasem zapał wybucha gdzieś w okolicy serca (może to i banalne, ale ja zapał zawsze czuję w okolicy serca!) i rozlewa się aż po koniuszki szukających długopisu palców. Ale przecież trzeba posprzątać. Wpaść na Facebooka. Obejrzeć coś (przecież nie mogę wypaść z obiegu!). A potem wątpliwości gaszą zapał ze skutecznością kilku oddziałów straży pożarnej. Historie w głowie urywają się, zostają zapomniane i nie mają kontynuacji.  

King podaje prostą receptę na zostanie pisarzem. Właściwie ogranicza się ona do dwóch rzeczy. Pisania i czytania. Dużo czytaj i dużo pisz! Jednak trzeba do tego coś dodać: Uwierz, że możesz! 

Pamiętnik rzemieślnika to książka, którą czyta się z przyjemnością, nawet jeśli nie mamy pisarskich aspiracji. To po prostu sprawnie napisana, ciekawa lektura z tym, co dzisiaj nazywa się „flow”. Może i nie jest odkrywcza, ale potrafi wlać wiele otuchy w serce każdego, komu marzy się zobaczenie kiedyś swojego nazwiska na okładce. Talent jest ważny, ale codzienne ćwiczenia są jeszcze ważniejsze. Tak jak te fizyczne powoli wzmacniają mięśnie, aż w końcu zaczynamy widzieć zarysy upragnionego sześciopaku, tak i te pisarskie krok po kroku mogą nas zaprowadzić, jeśli nie na szczyt, to przynajmniej – na bardzo przyzwoity poziom.

 

Ale systematyczność to właśnie najtrudniejsza część tej, jakże prostej recepty na sukces. I sprawa nie dotyczy tylko pisarzy-amatorów, ale i tych wielkich, którzy nie potrafią pójść w ślady Kinga i codziennie sadzać tyłek przy biurku (panie Martin, do pana piję!).

W zasadzie nie wiem, jaka powinna być puenta tego wpisu. Może powinny być dwie?

Po pierwsze, jeśli macie ochotę na szybką lekturę traktującą nie tylko o tym, jak i co pisać, ale przede wszystkim będącą szparą w drzwiach do pracowni jednego z najwybitniejszych przedstawicieli pop-literatury, to sięgnijcie po Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika.

Po drugie – i to już puenta skierowana do mnie (oraz do wszystkich zmagających się z własnym pisaniem) – pisz więcej. Nie tylko na bloga. Pozwól sobie na niedoskonałość. Niech niektóre wpisy i historie będą beznadziejne. Trudno. Nie zawsze trening nas satysfakcjonuje, nie zawsze czujemy zakwasy i nie zawsze ktokolwiek zauważy nasz wysiłek. To nic. Kiepski trening jest i tak lepszy, niż żaden. Na koniec mój ulubiony cytat motywacyjny (wybaczcie mi, bogowie, że mam ulubiony cytat motywacyjny!) – „Nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie.”