Bathtub full of…stuff and thaangs! Przegląd tygodnia Wanny Pełnej Zombie

Podsumowanie tygodnia w wymiarze pop i nie tylko. Co kotłuje się obecnie w Wannie (prócz zombiaków oczywiście)? Seriale, książki oraz zakątki sieciowe odwiedzone przez autorkę i polecane z czystym sumieniem.

Dziś niedziela. Koniec tygodnia (chociaż niektórzy twierdzą, że początek), więc może czas na jakieś podsumowanie. W sumie, zamiast wymyślać kolejne potencjalne cykle na blogu mogłabym zabrać się za ten, który zaczęłam miesiąc temu, prawda? Nie zapomniałam o cyklu tricksterskim, ale jak to często u mnie bywa, rozgrzebałam kilka tematów i zostawiłam niedokończone notki, czekające na moim dysku.
Nie mam zamiaru używać taniego argumentu w stylu „nie mam czasu”. Jak patrzę na intensywność pisania niektórych blogerów to wiem, że przez gardło nie może mi przejść ta wymówka. Faktem natomiast jest to, że zarządzanie czasem to nie lada wyzwanie, zwłaszcza dla człowieka, który jeszcze kilka miesięcy temu miał cały dzień na obmyślanie planów przejęcia władzy nad światem (po skończeniu studiów), a teraz zastanawia się, jak można przyjść o 17 z pracy i wykonać jeszcze szereg czynności, typu zrobienie prania i obiadu na następny dzień, obejrzenie 5 seriali i napisaniu kilku bardzo ciekawych notek na bloga.
Zamiast jednak dumać nad strategiami pisania, postanowiłam po prostu podzielić się z Wami tym, co mi się przydarzyło w zeszłym tygodniu. Z akcentem na wszelkie objawy (pop)kultury, choć mam wrażenie, że to najbardziej lifestylowa notka, jaką popełniłam.
Prawdziwe życie – autorki zmagania z realem
Tydzień miałam bardzo intensywny, zwłaszcza w pracy, gdzie zostałam postawiona przed całkowicie nowymi zadaniami i w konsekwencji przestałam czuć, że nadal jestem na stażu. Rozpoczęłam tym samym moją przygodę z social mediami w wymiarze, hm… bardziej profesjonalnym niż do tej pory. Innymi słowy, jestem panią od Facebooka i innych Twitterów oraz Instagramów. Pierwszy krok do bycia ekspertem został uczyniony, teraz zastaje tylko ciężka praca i miejmy nadzieję jak najmniej spektakularnych wtop.

 

Życie zmyślone – Popkulturowy przegląd tygodnia
Książki: 
W związku z tym, że studia rozbudziły moją miłość do Teorii przez duże T, w tym tygodniu czytałam głównie artykuły, blogi i serwisy o social mediach, bo intuicja intuicją, ale warto czerpać z doświadczenia innych. Kończę Rewolucję Social Media Michała Sadowskiego, a następna w kolejce jest pozycja Jak przechytrzyć social media Evana Bailyna. Jeśli macie dla mnie coś godnego polecenia w temacie, piszcie w komentarzach – będę wdzięczna za Wasze rekomendacje.
Ale żeby nie było, nie samą pracą człowiek żyje. W poniedziałek w Paczkomacie będzie czekała na mnie książka Adama Węgłowskiego Żywe Trupy. Prawdziwa historia zombie. Przebieram nóżkami na samą myśl. Czytałam bezpłatny fragment na stronie wydawnictwa i bardzo mnie zaintrygował. Oby reszta książki trzymała podobny poziom. Zaczęłam ostatnio czytać zbiór prac badawczych zebranych w książce serii Perspektywy Ponowoczesności o prostym, acz wiele mówiącym tytule Zombie w kulturze. Lektura to bardzo fascynująca, choć niełatwa, biorąc pod uwagę dość miejscami hermetyczny, analityczny język. Polecam wszystkim, którzy chcą poznać poważne perspektywy zombiaczej tematyki.
Zombie w Kulturze - zbiór esejów poświęconych zombie
Publikacja do ściągnięcia za darmo tutaj
Ekran – seriale i filmy:
Tu powiem szczerze, posucha straszna. Ostatnio uświadomiłam sobie z resztą, jak niewiele filmów oglądam. Przerzuciłam moją miłość na seriale i ze zdumieniem stwierdzam, że prócz MCU niezbyt mam pomysł, na co tu iść do kina. Wczoraj zobaczyłam Maskę Batmana, czyli pełnometrażówkę, będącą kontynuacją genialnego Batman Animated Series, czyli kreskówki która dawno, dawno temu odkryła przed małą Asią fascynujący świat superheroes. Kilka razy łapałam się na tym, że przerabiałam sceny z wersji animowanej na tę z prawdziwymi aktorami i doszłam do wniosku, że DCCU lepiej by wyszło na robieniu dokładnie tego samego, niż wymyślaniu smętnych i nietrzymających się kupy historii.
Oprócz tego tydzień minął pod znakiem smutku i żalu, bo skasowali mi drugi sezon You, me & The Apocalypse, a naprawdę, naprawdę, naprawdę chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Nie wiem, czy mam być zła na twórców (bo te wszechobecne cliffhangery zaczynają negatywnie wpływać na moje zdrowie psychiczne), czy też na stację NBC.
Wczoraj zakończyłam moją przygodę z serialem Banshee – finał 4 sezonu był jednocześnie finałem całej historii. W dobie ciągnących się w nieskończoność serii, Banshee wiedziało, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Ostatni odcinek autentycznie mnie wzruszył, choć to przecież ostatnia reakcja, którą może wywołać masowe lanie się po mordach. Nie znam wielu seriali (cholera, nie znam chyba żadnego takiego!), które uniknęłyby jakichkolwiek dłużyzn, trzymając (ba, nawet zwiększając) poziom przez cały czas. Banshee to serial intensywny całościowo i w każdym jednym, osobnym epizodzie. Pełen ciekawych postaci, dobrych dialogów, doskonałej akcji, kreatywnych ujęć i zdjęć oraz totalnej zabawy popkulturowymi motywami. Napisałam już jedną notkę pochwalną, ale muszę to powtórzyć – obejrzyjcie ten serial.

Spoiler!
Co jeszcze? Nadal nie oglądam Gry o Tron. A moi znajomi twierdzą, że serial zaczyna ich nudzić. Nie wiem, co tam się dzieje, ale wyobrażałam sobie, że co jak co, ale po wiadomej scenie z Jankiem Śniegiem, nudno być nie powinno. Czyżby jednak twórcy nie bardzo wiedzieli co mają robić bez książki?
W środę czeka nas finał SPN i czekam z niepokojem, co też twórcy wymyślili na sezon 12. Jak wiemy bowiem, finały Supernatural nie rozwiązują problemów, tylko tworzą jeszcze większe. Pewnie zrobię podsumowanie sezonu na blogu, bo jak wiecie, to serial bardzo bliski mojemu sercu (tu dowiedzie się dalczego!).

 

Generalnie – jestem na wiecznym etapie szukania seriali, które mnie urzekną. A teraz, skoro te, które oglądałam na bieżąco się kończą, muszę znaleźć coś nowego.
Internety: 
W tym tygodniu w Internecie zachwycił mnie serwis Stumbleupon, który doskonale radzi sobie z naszym zniechęceniem i brakiem pomysłu na to, co w Internecie czytać. Prostota Stumbleupon podoba mi się chyba najbardziej – po zalogowaniu zaznaczamy swoje zainteresowania, a serwis po prostu proponuje nam strony, artykuły, grafiki, które powinny trafić w nasz gust. Wybór możemy skomentować kciukiem w dół lub w górę, klikamy przycisk Stumble i dostajemy kolejną stronę. Natknęłam się tam na masę ciekawych i inspirujących rzeczy, zupełnie bez wysiłku szukania w Google. Na internetową nudę jest to remedium, które z czystym sercem polecam. Warunkiem jest jednak ogarnianie angielskiego, bo do tej pory stumble nie zaproponował mi jeszcze nic w ojczystym języku.
Co szykuje nam nowy tydzień? Przede wszystkim finał Supernatural oraz start Preachera, na którego czekam z taką samą dawką ekscytacji, co niepokoju. Reszta? Wyjdzie w praniu! Życzę Wam udanego tygodnia, do zobaczenia na blogu oraz na fanpage’u, na którym między innymi szalone relacje pt. Wanna Pełna…Snów.
Howgh!