Czego się spodziewać po 12 sezonie Supernatural?

Dziś kilka refleksji o tym, co nas czeka w kolejnym sezonie serialu, który dzieli widzów na tych, którzy ciągle zastanawiają się, kiedy się wreszcie skończy i tych, którzy rozważają co by zrobili z własnym życiem, JEŚLI by się skończył. 12 sezon Supernatural, everybody! 

Sezon urlopowy skończony, uczniowie dawno już wkręcili się w szkolną rutynę, a studenci organizują ostatnie imprezy (wersja ekstrawertyczna) lub seanse binge watchingu (wersja introwertyczna) przed rozpoczęciem zajęć.
I chociaż syndrom pourlopowy cały czas ściska mnie w swych szponach, prawie uniemożliwiając poranne wyjście z łóżka, to jednak pociesza mnie pewna myśl. Jesienią wracają do mnie moi ukochani bohaterowie. Jesienią gorączkowo sprawdzam harmonogram pojawiania się nowych odcinków. Jesienią można łatwiej usprawiedliwić swoją niechęć do wszystkiego i uprawiać geekowski slow life polegający na zaparzeniu sobie herbaty w największym kubku jaki znajdziemy i gapieniu się z oddaniem w ekran.
Spośród seriali, które mi się podobają, urzekają mnie kunsztem i konceptem albo każą mi zadawać sobie ważne pytania na temat kondycji społecznej XXI wieku, są też takie, które po prostu kocham. Niewiele w tym racjonalności. Czyste uwielbienie, które niczym niespokojny czynny wulkan co jakiś czas wybucha, zalewając mnie gorącą lawą czegoś, co tumblr nazywa feels. I takim serialem jest dla mnie Supernatural.
O powodach mojego dozgonnego oddania braciom Winchester już pisałam  – peany na cześć SPN do przeczytania tutaj.
Serial powraca 13 października z 12 już sezonem. I dziś nie mam zamiaru narzekać, że trzeba powoli się zwijać, bo to trwa za długo. Jasne – serial ma mnóstwo wad i im dalej od 5 sezonu, tym gorzej. Ile czasu my, fani SPN, spędziliśmy na psioczeniu? A jednak, chociażby nie wiem co, niczym w starym dobrym małżeństwie – wracamy przed TV szukając w twarzach postaci błysku, uśmiechu, miny która przypomni nam, dlaczego je tak kochamy.
Spędziłam ostatnio pół dnia na oglądaniu sneak peeka nowego sezonu, który uchyla rąbek tajemnicy na temat tego, czego mamy się spodziewać. I nie mogę się powstrzymać, przed podzieleniem się ze światem moim podekscytowaniem!
Materiał, który omawiam w tym wpisie
Punkt wyjścia – na czym stoimy?
Poprzedni sezon był… OK? Po abominacji, jaką była seria 10, historia z Ciemnością wcale nie była taka zła. W każdym razie, w wielkim skrócie: Bóg z Ciemnością odeszli budować i niszczyć inne wymiary, a Wszechmogący powierzył świat opiece Winchesterów (najgłupszy pomysł ever!), Lucyfer został brutalnie wyrzucony z ciała Casa, demony straciły szacunek do Crowleya, a z zaświatów wróciła Mary Winchester. Ach, no i pojawili się Ludzie Pisma w wersji british.
Powrót Ludzi Pisma.
Ludzie Pisma zawsze mnie fascynowali, choć na pierwszy rzut oka jest to (czy raczej była) banda wyniosłych bubków. W tej materii chyba niewiele się zmieniło, sądząc po ostatniej scenie 11 sezonu, w której Sama odwiedza członkini brytyjskiej odnogi tej organizacji. Ten wątek wzbudza we mnie obawy, bo po pierwsze – spodziewam się festiwalu stereotypów i relacji opartych na ostrym kontraście między wyluzowaną hunterską kulturą Stanów, a wyniosłą brytyjską flegmą. Po drugie – czy naprawdę Winchesterowie wszędzie muszą mieć wrogów? Nawet w organizacji, której siedziba jest jednocześnie ich domem, a oni sami są właściwie jej członkami? 
W klasycznych sezonach (powiedzmy, że klasycznymi sezonami są dla mnie te od 1-5) Sam i Dean działali w ramach większej grupy. Współpracowali z ludźmi. Od jakiegoś czasu wszędzie czyhają wrogowie i na palcach jednej ręki policzyć można tych godnych zaufania. OK, Ludzie Pisma słusznie uznali, że Winchesterowie oznaczają kłopoty (chociaż trzeba im pogratulować zapłonu!), ale wolałabym żeby to było jednak krótkotrwałe nieporozumienie. Odrodzenie organizacji w USA byłoby całkiem fajnym pomysłem, chyba że oznaczałoby wyprowadzkę Winchesterów z Bunkra (a tego byśmy nie chcieli, chociaż brakuje mi tych małych, tandetnych motelików z poprzednich sezonów).
źródła fotek: www.tvline.com/gallery/supernatural-season-12-photos
Powrót Mary Winchester
Zamiast zwyczajowego wpadnięcia z deszczu pod rynnę, Winchesterowie w końcówce sezonu dostali dla odmiany bardzo miły prezent. Właściwie to Dean dostał, ale myślę, że Samowi też powinno się spodobać. Ciemność wskrzesiła im mamę (jak to się w ogóle stało? Wydawać by się mogło, że moce Amary są raczej niszczące niż odradzające, prawda?). Mogłabym przedstawić alfabetyczną listę postaci, które powinny zostać przywrócone zamiast Mary, ale nie będę marudzić. Dobrze przynajmniej, że papa Winchester stoi obecnie w lesie, z kijem bejsbolowym podniesionym wysoko nad głową jakiegoś nieszczęśnika z The Walking Dead. Gdziekolwiek jesteś Johnie – zostań tam. Nie wróżę Mary długiego życia, bo pewnie z jej powrotu wynikną jakieś straszliwe dla świata skutki uboczne i…no cóż, SPN nie lubi długo skupiać się na kobiecych postaciach. Chociaż szczerze mówiąc nie miałabym nic przeciwko, gdyby chłopcy robiąc to, co robią mogli po prostu mieć mamę i od czasu do czasu chodzić do niej po radę (i na ciasto!). Im mniej dramatyczne są rodzinne relacje Winchesterów, tym lepiej.
Ciekawe, jak Mary odnajdzie się w świecie dorosłych już synów.
Powrót Castiela
Biedny Cas. Chce dobrze, ale właściwie każda decyzja poza tą, by pomóc Winchesterom powstrzymać Apokalipsę w 5 sezonie, okazywała się zła i katastrofalna w skutkach. Może i zaproszenie Lucyfera do swojego naczynia było ówcześnie jedyną szansą na ruch w kwestii pokonania Ciemności, ale jednak ostatecznie nic dobrego z tego nie wynikło. W ostatnim odcinku poprzedniego sezony Lucek uciekł a Castiel wrócił. Jakie wątki szykują twórcy aniołowi w nowym sezonie? Oby w końcu jakieś dobre!
OK. Dwa wyznania. Kocham Casa i jednocześnie uważam, że od sezonu 9 jego snucie się jest absolutnie nie do zniesienia. Od ubrania nowego płaszcza, ten błękitnooki anioł przestał robić na mnie tak piorunujące wrażenie jak kiedyś. Stał się kłębkiem nieszczęścia i niepewności. I to wcale nie jest urocze. Ileż to razy krzyczałam w fangirlowej rozpaczy do twórców Oddajcie mi starego, dobrego Castiela!. I wygląda na to, że… wreszcie mnie usłyszeli! Zgodnie z tym, co mówią w materiale z linku powyżej, w 12 sezonie powróci do nas badassowa wersja Casa. Uff. Oby się udało.
Problem z aniołami w Supernatural jest jednak taki, że wraz ze skrzydłami odebrano im połowę mocy, zajebistości i godności. Szkoda, że Chuck przed swoim odejściem nie naprawił szkód Metatrona. Trzymam jednak kciuki za Castiela, bo na inne anielskie postaci już nie liczę. Anioły skończyły się na kill’em all (czyli faktycznie na wybiciu co lepszych okazów przez naszych głównych bohaterów).
Czy możecie wysłać Mary na jakieś wakacje, przetrzymać trochę Sama u Ludzi Pisma i pozwolić Casowi i Deanowi spędzić trochę czasu w dwójkę? Twórcy, do was mówię!
Powrót Crowleya
To samo, co pisałam o Casie i aniołach mogłabym odnieść (w prawie niezmienionej formie) do Crowleya i demonów. Król Piekieł od jakiegoś czasu cierpi na podobną co nasz serafin przypadłość, czyli zanik ciekawej osobowości. Jest zaledwie cieniem doskonałego trickstera, którym kiedyś był. Czy sezon 12 to zmieni? Upokorzenie jakiego doznał ostatnio, podczas krótkich rządów Szatana w piekle, utrata szacunku demonów i  detronizacja. Czy Crowley może upaść niżej? Chyba nie, dlatego coś mi się wydaje, że może być już tylko lepiej.

 

Swoją drogą… w tym sezonie chęć zemsty na Lucyferze połączy Castiela i Crowleya. Trudna to będzie współpraca, ale ja akurat napodobny wątek w sezonie 6 nie narzekałam, więc chętnie po raz kolejny zobaczę tych bohaterów w duecie.
Powrót Lucyfera
Biorąc pod uwagę wszystkie dziury fabularne, które wystąpiły w Supernatural, naprawdę żałuję, że nie wykorzystali jednej dla Marka Pellegrino.Uwielbiałam go w tej roli i dla mnie zawsze będzie numerem 1 wśród wszystkich diabelskich naczyń. Co czeka nas w nowym sezonie? Lucyfer będzie sobie hulał po świecie w ciele podstarzałej gwiazdy rocka. Nie umiem ocenić, czy jest to tak-oczywisty-że-genialny-pomysł, czy może tak-banalny-że-aż-mdły. Nie chcę się powtarzać, ale Lucyfer także stracił swój pazur. Zwłaszcza w groteskowej wersji Mishy. Jestem ciekawa, co pokaże Rick Springfield.
źródło fotki: www.variety.com
Powrót do polowań
Właściwie twórcy nie mieli innego wyjścia. Po pokazaniu nam samego Boga, wyżej poprzeczki postawić się już chyba nie da. Stąd całkowicie logiczny i zrozumiały zwrot ku kameralności pierwszych sezonów – tak przynajmniej wynika z zapowiedzi. Bardzo się z tego cieszę, bo coraz to więksi i poważniejsi przeciwnicy wbrew pozorom zaczęli robić się bardzo nudni. Dajcie mi horrorowe odcinki! Dajcie coś meta! Pokażcie mi tę kreatywność w której jesteście mistrzami!
Sammy jak zwykle nie ma lekko.
I tak na koniec –  może ktoś sobie przypomni o Michale? Gdyby tak drugi Archanioł uciekł z Klatki i zaczął ścigać brata za szkody moralne, których doznał przez lata, mielibyśmy otwarcie kolejnego apokaliptycznego wątku. Powtórka z Apokalipsy w sezonie 13 to zawsze jakiś powód by wreszcie zebrać się na odwagę i zakończyć serial, prawda?
A Wy, czekacie na SPN, czy już dawno pożegnaliście się z Team Free Will? Ja, mimo malkontenctwa nadal czekam. Na tak głębokie uczucie trudno coś poradzić.