Kiedy rządzą Nieomylni. Czarny Protest, manifest nr 1990

Długo się zastanawiałam, czy poruszyć ten temat. W końcu, wiele osób przede mną już o tym pisało. Co więcej, większość trafiało w punkt. Łatwo w tych okolicznościach powiedzieć sobie „wszystko zostało napisane”. Ale tak sobie myślę, że to nie o to chodzi. Nie chodzi o dodanie czegoś nowego do dyskusji. O wyciągnięcie innego punku widzenia, zaprezentowanie tez, które nagle zmienią poglądy tysięcy i poruszą sumienia rządzących. Na to nie liczę.

Piszę ten tekst, bo chcę po prostu dołączyć do grona oburzonych. Zaakcentować niezadowolenie. Nie dlatego, że jestem influencerem i wpływam na ludzi w Internecie. Mój blog to w końcu kropelka w morzu. Ale dziś wcale mnie nie obchodzi, ile osób go przeczyta i ile lajków będę miała na Facebooku. Nie dbam o to, czy powtarzam to, co zostało już powiedziane. Mam gdzieś statystyki Google Analitycs. Morze składa się z takich kropel. A jeśli zbierze się ich trochę, to i tsunami jest możliwe.

Nie mam też zamiaru rozprawiać się z argumentami orędowników ustawy zakazującej aborcji. Nie będę apelować o zmianę punktu widzenia. Nie ma sensu. Po przeczytaniu kilkudziesięciu internetowych słownych batalii widzę już nazbyt wyraźnie, że problem jest nie do rozwiązania.

Czytelniczko, czytelniku! Obawiam się, że próby argumentowania, dlaczego kobieta powinna mieć prawo do przerywania ciąży, na nic się nie zdadzą, bowiem różnice w sposobie myślenia grup pro-choice i pro-life są nie do przeskoczenia. I tu nie chodzi wcale o poglądy na temat tego, kiedy zaczyna się ludzkie życie. Różnice są głębsze, na fundamentalnych płaszczyznach.

Wiecie co? Ja nawet trochę zazdroszczę ludziom, którzy tak bardzo wierzą, że gdzieś, daleko, istnieje jakiś idealny boski porządek, który musimy odtworzyć na Ziemi. Że na wszystkie pytania dotyczące życia, wszechświata, moralności istnieją jasne odpowiedzi. Zazdroszczę ludziom, dla których świat jest czarno-biały. W tym świecie nie ma wątpliwości, które czają się w momencie stawiania kropki po każdym wypowiadanym zdaniu. Nie ma dreszczu niepokoju, który pojawia się, gdy nauka czegoś wydaje się zbyt prosta. Nie ma pytań A może się pomyliłem?. Jest tylko głębokie i uparte przekonanie o nieomylności. Nieważne, czy jest to nieomylność Boga, papieża, przywódcy, ojca.

Bycie pewnym rozleniwia. Bycie pewnym stępia empatię. A wreszcie – prawie zawsze  prowadzi do nienawiści wobec tych, którzy nie mają łaski pewności. 

Kiedy zaczyna się ludzkie życie? Nie wiem. Czy aborcja jest zła, czy dobra? Nie mam pojęcia. Za czym podążać – za kulturą, czy naturą? Nie jestem pewna.

Dołączam do Czarnego Protestu nie dlatego, że jestem święcie o czymś przekonana. Nie wiem, czy sama kiedykolwiek zdecydowałabym się na aborcję. Mogę tylko spróbować wyobrazić sobie, co może czuć zgwałcona kobieta, która zobaczyła dwie kreski na teście ciążowym. I to jest właśnie ta przepaść dzieląca mnie (i pewnie wiele/wielu z Was) i ich – ludzi nieomylnych.

Oni błyskawicznie rozwiewają wszelkie wątpliwości i formułują argumenty. Doskonale potrafią wczuć się w sytuację zarówno matki szóstki dzieci, której na siódme po prostu nie stać, Dwunastolatki zgwałconej przez wujka, jak i kobiety, która dowiaduje się, że w jej brzuchu rośnie nowe życie, a w mózgu – nowotwór. Oni wiedzą, co by zrobili na miejscu tych kobiet. Bez wątpliwości i strachu. Bo przecież aborcja jest zła. Niezależnie od okoliczności. Proste odpowiedzi – jaki to komfort psychiczny!

Jeśli już w coś wierzę, to w odpowiedzialność za własne czyny. W to, że człowiek powinien sam decydować o sobie i swoim życiu. Że ma prawo do wątpliwości i dylematów. I do decyzji. Dlatego robi mi się niedobrze na myśl o tym, że można w taki sposób (ustawą) narzucić innym swoje przekonania.

Nie – narzucenie przekonań to jeszcze pół biedy. W przeszłości wiele razy zdarzało się, że odgórnie ustalano, co powinno myśleć społeczeństwo. W praktyce więc ludzie mieli poglądy oficjalne i nieoficjalne. Ustawa zakazująca aborcji nie jest narzucaniem poglądu na temat życia poczętego. Poglądy same w sobie nie zabijają. Irytują, złoszczą, smucą – owszem. Ta ustawa narzuca kobietom nie sposób myślenia, a sposób życia (taki, jakiego nie chcą prowadzić) lub śmierci. I to jest w tym najbardziej przerażające. 

Nie wiem, ile osób to przeczyta. Ale być może mój wpis będzie cegiełką, która zbuduje statystyki. Może uda nam się przekonać tych nieomylnych, że nas – ludzi pełnych wątpliwości jest tyle samo. A nawet więcej. Bo wiem jedno i to, mimo całego sceptycyzmu, wiem na sto procent. W takich przypadkach nie można milczeć.