Dlaczego Ant Man and The Wasp nie działa?  

Ant Man and the Wasp recenzja

Od premiery filmu Ant Man and The Wasp minęło już kilka dni. Jeśli byliście w kinie to pewnie wiecie, a jeśli nie byliście to też wiecie (z nagłówków), że nie jest to najlepsza produkcja w historii MCU. Dlaczego to, co zadziałało w pierwszej części, przestało działać w przypadku drugiej?  

Kilka słów wstępu, czyli przemyślenia ogólne

Po pierwsze: Uwielbiam Ant Mana. Scott Lang to mój ulubiony bohater w całym Marvel Cinematic Universe. Nie ma chyba drugiej takiej postaci, z którą tak łatwo się identyfikować. Scott nie jest ani bajecznie bogaty, ani nie należy do żadnej tajnej organizacji, nie jest agentem, szpiegiem ani genialnym naukowcem. Nie ma supermocy. Innymi słowy – jest bohaterem z przypadku. I Ant Man and The Wasp nie zmienia absolutnie nic w moim uwielbieniu do niego. Problem w tym, że… twórcy zrobili film o Ant Manie, w którym Ant Man… nie za bardzo jest potrzebny. Ale o tym potem.  

Po drugie: Wcale nie uważam, że Marvel musi za każdym razem robić genialne filmy. Pierwszy film po Infinity War i tak, ze swoimi wszystkimi wadami, jest lepszy niż jakikolwiek film DCCU. Przepraszammusiałamtonapisaćidźmydalej.  

Po trzecie: Na tym filmie można się naprawdę dobrze bawić. Ja się w każdym razie bawiłam przednio. Jest zabawny i ma fajne efekty specjalne (zmniejszanie i zwiększanie przedmiotów i ludzi to chyba moja ulubiona technologia z MCU). Jednak o ile podczas seansu nie czujemy nudy, to po wyjściu z sali kinowej przestajemy w zasadzie czuć cokolwiek. Tak, największym problemem tego filmu jest to, że błyskawicznie ulatuje z pamięci. 

Po czwarte: Nie ma co demonizować i zapowiadać rychły koniec fascynacji superbohaterami w kinie. Pamiętacie drugich Strażników Galaktyki? Mieli dokładnie ten sam problem, co Ant Man and The Wasp. I co? I nic. Tak jak pisałam w recenzji GOTG vol. 2 – Marvel robi złe filmy, bo MOŻE.  

Stany emocjonalne w trakcie oglądania Ant Man and The Wasp na jednym obrazku.

Dlaczego Ant Man nie działa?  

Pierwsza część Człowieka Mrówki była przezabawną i kameralną opowieścią. Nie było tam spektakularnego ratowania świata, ot – konflikt biznesowy, który (jak czasem bywa w MCU) musi przerodzić się w krwawą jatkę (w tym wypadku z użyciem pociągu Tomek). Było kreatywnie i świeżo, dzięki zastosowaniu konwencji heist movie. Przede wszystkim bohater, który dopiero uczył się jak być super był wykreowany tak, że każdy chciał mu kibicować.  

Ant Man and The Wasp po prostu niezbyt przekonuje, że powinniśmy w ogóle za kogokolwiek trzymać kciuki. Moje zaangażowane emocjonalne w tę historię nie umiało być większe, niż uśmiech od czasu do czasu. A to zdecydowanie za mało. 

Głównym wątkiem tej historii jest próba odnalezienia matki Hope, która przed laty zaginęła w wymiarze kwantowym. No i…. szkoda kobity, faktycznie, ale ponieważ niezbyt związaliśmy się z bohaterami, których to dotyczy, to wynik poszukiwań nie może nas jakoś zbytnio emocjonować. Wiecie, jeśli trzeba ratować kogoś, kogo poznaliśmy i polubiliśmy to możemy zaangażować się o wiele bardziej, niż obserwując próby znalezienia postaci, o której nie wiemy nic i nigdy nie widzieliśmy jej na oczy. A i Hank Pym oraz Hope nie zostali rozbudowani w pierwszej części na tyle, żebyśmy mocno trzymali za nich kciuki (ja w ogóle mam problem z tymi postaciami, bo mam wrażenie, że istnieją tylko po to, by mieć pretensje do Scotta Langa). Do tego wszystkiego dołożony jest Ant Man, który właściwie sam nie potrafi znaleźć sobie miejsca w tej fabule, ciągle wspominając, że w sumie to powinien siedzieć w domu. 

Dodatkowo mamy wątek jakiegoś rzezimieszka, który chce odebrać Pymowi laboratorium (które można oczywiście zmniejszać do rozmiarów walizeczki, co jest totalnie awesome!) i Avę, trochę-jakby-czarny-charakter. Generalnie to trochę za dużo tych wątków i jeśli dorzucimy do tego całą masę scientific mumbo-jumbo (serio, ostatni raz podobne natężenie widziałam w Thor: The Dark World) to wychodzi niestety coś rozlazłego i pozbawionego flow.  

Ava Ant Man
Ava. Duch. Baba Jaga. Kolejna postać w leksykonie kiepskich villainów MCU.

Jeszcze jedna rzecz, która może tłumaczyć ogólny brak zaangażowania w drugą część Ant Mana. Kameralność jedynki działała bardzo dobrze. Ale w dwójce trochę razi to, że każdy bohater działa jedynie z egoistycznych pobudek. Nie ma tam właściwie żadnego “wspólnego dobra”, o które można walczyć. Każdy dba o swoje własne – Hope, bo chce uratować matkę, Ava, bo chce uratować siebie i Scott, który nie chce pójść do więzienia na 20 lat. Oczywiście, że osobiste motywacje zawsze grają u bohaterów Marvela dużą rolę, ale jednak tutaj nie ma innej, wyższej stawki.  

Marvel się kończy! 

Za każdym razem, gdy Marvel wypuszcza film, który swoim poziomem nie bije przynajmniej Zimowego Żołnierza, odzywają się głosy, że oto nadchodzi kres kina superbohaterskiego. Raczej nie stawiałabym takich radykalnych wniosków (na razie, zobaczymy co będzie po kolejnej części Avengers).  Marvel ma tak ugruntowaną pozycję na rynku popkorniaków, że jeden Ant Man and The Wasp albo GOTG vol.2 to nie koniec świata. Czy warto iść na Ant Man and The Wasp? Głupie pytanie. Na Marvele się chodzi i kropka. Bo zawsze jest fajnie. Nawet jeśli tylko przez chwilę.