Mistrzostwa Europy w piłce nożnej to nie tylko święto sportu, ale i stereotypów. Czy miłość do piłki zależy od tego, co mamy między nogami?
Odkąd pamiętam, wielkie turnieje piłkarskie wywołują we mnie falę ekscytacji, entuzjazmu i radości.
W dzieciństwie, wraz z moją siostrą haratałyśmy w gałę dość regularnie, czy to z kuzynami, czy z kolegami z podwórka. Zdzieraliśmy kolana, brudziliśmy na zielono spodnie i koszulki, a kiedy pogoda nie dopisywała, a boisko zmieniło się w jedną wielką kałużę, lataliśmy do kiosku po Bravo Sport.
Tegoroczne rozgrywki odbywają się we Francji. Tam też odbywał się pierwszy duży turniej, który pamiętam. Mistrzostwa Świata w 1998 roku. Byliśmy wtedy z całą rodziną na wakacjach pod namiotami i chodziliśmy na mecze do świetlicy.
Dziś, chociaż za piłką nie biegam (szczerze mówiąc nie biegam za niczym i chyba tylko zombie byłby w stanie zmusić mnie do tego typu aktywności), nadal z dziką satysfakcją oglądam wszelkie półfinały, finały i eliminacje. Czasem umawiam się ze znajomymi w pubie, by swoje emocje dzielić z innymi ludźmi w różnych stadiach upojenia alkoholowego. Czasem kupuje dobre piwo i oglądam na kanapie, w gronie ściśle rodzinnym i z ułatwionym dojściem do ciepłego łóżka, gdy sędzia odgwiżdże koniec meczu.
Ale ostatnimi czasy piłkarskie emocje łączą się u mnie z ogromną wręcz falą frustracji.
Bo oto machina marketingowa ruszyła z kopyta i na każdym kroku chce mi wmówić, że EURO to męska rzecz (ciekawe są pod tym względem różnice między międzynarodowymi reklamami, a tymi naszymi). Facebooka zalały memy z regulaminami dla kobiet podczas turnieju, z punktami w stylu „Telewizor od teraz należy do mężczyzny”, „Nie zadawaj głupich pytań” itp. W takich momentach uświadamiam sobie, że żyję chyba w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, która tylko na chwilę przeniknęła w ten dziwny, stereotypowy świat.
Bardzo mnie ciekawi, co ma wspólnego posiadanie takich, a nie innych organów płciowych z preferencjami dotyczącymi widowisk sportowych. Dlaczego polskie agencje reklamowe zawsze idą na łatwiznę utrwalając stereotyp o kobiecie tęsknie wpatrzonej w swojego faceta, który z kratą piwa, przed telewizorem, spędza miesiąc na totalnym ignorowaniu wszystkiego dookoła.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek usłyszała w dzieciństwie od kolegów z boiska, że nie powinnam grać w piłkę, bo jestem dziewczyną.
Nikt się nie dziwił, kiedy pokój mój i mojej siostry obklejony był plakatami piłkarzy. Żaden ze znajomych nie zadał mi pytania czym jest spalony, by zweryfikować moje prawo do interesowania się jakimś meczem. Naprawdę. W moim świecie nikogo nie dziwią kobiety kibicujące w pubie (z resztą dlaczego miałyby, skoro na trybunach także jest wiele kobiet), analizujące przyczyny spektakularnej porażki Holandii w eliminacjach do EURO lub przypominające swoim facetom, że mistrzostwa są niezłą wymówką, by kupić większy telewizor.
Kibicowanie jest aktywnością angażującą emocje.

Czy są babki, które nie znoszą piłki nożnej? No pewnie, że tak. Trochę się obawiam, że wiele z nich dało się po prostu wciągnąć w stereotyp istoty, której zwoje mózgowe nie pozwalają na zrozumienie, o co chodzi w kopaniu piłki. Wiele z nich zniechęciło się, bo spotkały się z lekceważącym męskim wzrokiem, kiedy pytały czym jest spalony (ale przecież każdy kiedyś musiał się tego dowiedzieć, nie?). A może zwyczajnie potrzebują odrobiny samotności i luzu, kiedy ich facet wychodzi oglądać mecz z kolegami?
Ale uwaga – istnieją również mężczyźni, których Euro obchodzi jak zeszłoroczny śnieg.
W ogóle, świat nie dzieli się na dwie grupy – zainteresowanych i nie. Są jeszcze zainteresowani umiarkowanie, selektywnie oraz ci, którzy chcą zobaczyć tylko jeden albo dwa mecze. Pewnie będą i tacy, którzy zmuszeni przez znajomych do oglądania ze zdumieniem stwierdzą, że to latanie za piłką wcale nie jest takie głupie, jak wcześniej sądzili.
Na szczęście coś zaczyna się zmieniać – ten nieszczęsny regulamin dla kobiet, nawet na gimbusowym kwejku został bezlitośnie zminusowany i widać, że ludzie mają dość tak prymitywnego upraszczania świata. I bardzo dobrze.
Życzę Wam wielu emocji podczas obserwowania rozgrywek. Niezależnie od tego, co tam macie pod spodniami.