Czego chce Loki, czyli o pewnej wyciętej scenie

Właśnie w momencie, kiedy zwróciłam swe oczy ku DC w związku z najnowszym trailerem do Batman v. Superman, Marvel postanowił zrobić mi prezent. Chyba naprawdę „coraz bliżej święta.” A nic nie cieszy mnie bardziej, niż widok zupełnie nowego Lokiego!

 

 

 

Analiza BEZ fangirlingu (!)

 

No, może niezupełnie nowego – bo scena, jaką wrzucono ostatnio w otchłań internetową, jest usuniętą sceną z Thor: The Dark World. I od razu powiem jedno – dobrze, że ją usunięto. Nie wnosi ona bowiem nic nowego do wizerunku Lokiego. Bo fakt, że posiada on nie tylko daddy issues ale też Thor issues, jest dla każdego wnikliwego obserwatora dość oczywisty. Co więcej – Loki fantazjujący o swojej koronacji na króla Asgardu siedząc w celi, w której ma spędzić wieczność, to widok tyleż chwytający za serce, co żałosny. I nieco niepasujący do obrazu Lokiego, jaki zaserwowano nam w The Avengers. Loki podczas walki o Midgard był demoniczny, zły i bardzo pewny siebie. W Stuttgarcie napawał się strachem i chaosem, jaki wywoływał wśród niedoszłych poddanych. Wizja w celi pokazuje natomiast coś zupełnie innego.

Zwróćmy uwagę na zachowanie poddanych w jego wyobraźni (iluzji, którą sobie projektuje). Wiwatowanie, uśmiechy i entuzjazm podczas wchodzenia Lokiego do sali tronowej, życzliwość i radość na twarzach Volstagga, Sif i Fandrala. Ta wizja, która jest przecież bardzo intymną fantazją Lokiego, kładzie akcent nie na pragnieniu władzy, a raczej na pragnieniu akceptacji. Mam wrażenie, że funkcję symbolu tejże akceptacji pełni w wyobraźni Lokiego podniesienie Mjolnira. Brat Thora nie jest fetyszystą, jeśli chodzi o broń (hełmy to co innego!) i nie wydaje mi się, żeby miał obsesję na punkcie posiadania młota jako oręża. To za tym niesprecyzowanym zbiorem cnót, które pozwalają podnieść go temu, który jest godzien, tęskni Loki.
Loki z Mjolnirem – takie rzeczy tylko w komiksie! (Sprawdźcie!)
W kontekście kary jaką odbywa, takie fantazje pełnią funkcję autoterapii lub próby stłumienia bólu, któremu bliżej do tego wynikającego z braku akceptacji, a nie – przegranej.  Wyobrażam sobie, że Loki z The Avengers prędzej napawałby się wizją Thora i Odyna w łańcuchach i poddanych klęczących przed nim z szacunkiem i strachem. Tutaj, w celi, Loki znów powraca do niewinnego wizerunku z pierwszego Thora.
Trzeba pamiętać, że zaraz po tej scenie następuje rozmowa Lokiego z Frig, podczas której ironicznie pyta o to, czy Odyn i Thor się nim przejmują. W tym pytaniu znów wybrzmiewa jakaś rozpaczliwa próba potwierdzenia, że mimo wszystko – nie zniknął z pamięci (i serc!) swojego przybranego ojca i brata. I choć w końcówce tej sceny ze łzami w oczach mówi Fig, że nie jest jego matką, to doskonale wiemy, że nawet on sam nie wierzy w te słowa. Swoją przynależność do rodziny potwierdza z resztą później – kiedy faktycznie pomaga Thorowi i kiedy sam mści się za śmierć królowej.
Jednak status Lokiego nie może być zbyt długo określony. W ostatniej scenie DW wychodzi na jaw intryga, która znowu kwestionuje jego przynależność. I nie chodzi mi o zwykłe oszustwo – bo na to, nawet będąc w obrębie rodziny królewskiej Loki mógł sobie pozwolić, a raczej o prawdopodobieństwo ojcobójstwa. No i nie sposób nie zauważyć, że ostateczny sposób przejęcia władzy w Asgardzie przez Lokiego nijak ma się do jego wyobrażeń, które mogliśmy zobaczyć w zaserwowanej nam wyciętej scenie.

 

Gify potwierdzające zasadność  fangirlingu

Fangirling mode on

Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten nieco poważny ton, ale takie już mam zboczenie, że o Lokim albo piszę analitycznie, albo popadam w fangirling całkowicie niekontrolowany i dziki. Jednak czuję, że muszę pozostawić ślad tego drugiego sposobu podejścia do lokiańskiej tematyki – Loki w tej scenie potwierdził po raz kolejny, że jest absolutnie najpiękniejszym zjawiskiem w Asgardzie. I niech to zdanie wystarczy, bo czuję, że mojego strumienia świadomości w związku z wyglądem ukochanego przeze mnie nad życie boga psot, nikt by nie zrozumiał.

 

Ps. Twórcy równie dobrze mogliby wrzucić w tę scenę filmik z Comic Conu 2013. Na jedno by wyszło, nie? 🙂