Spełnianie marzeń to w dobie boomu na rozwój osobisty obowiązek każdego w miarę ogarniętego człowieka. Ale czy na pewno?
Codziennie, kiedy jadę autobusem do pracy, mijam pewien billboard. Reklamę paneli podłogowych z wielkim hasłem Wiemy, o jakiej podłodze marzysz!.Jako że rano w człowieku budzą się czasem nastroje do filozofowania (i dobrze, trzeba czymś końcu rozruszać nieco zaspany jeszcze umysł), zaczęłam się zastanawiać, czy aby społeczeństwo nie rozmarzyło się za bardzo. Albo, co bardziej prawdopodobne, nie zaczęło nadużywać tego słowa.
Wiecie co? Mam obecnie w domu remont. Bardzo dużo czasu zajmuje mi planowanie i obmyślanie wszystkiego. I o ile mogę powiedzieć, że mam w głowie wizję „wymarzonego” domu, to jednak te marzenia wcale nie rozbijają się o panele, półki czy stół. Czy naprawdę są ludzie, którzy marzą o podłodze?
Zamieniajcie swoje marzenia w cele! Nie bójcie się spełniać marzeń!– Grzmią trenerzy rozwoju osobistego (by the way: fanpage Regres osobistytotalnie mnie zauroczył!), którzy, jak się obawiam, kiedyś wyskoczą mi z lodówki. Ok. Ja wiem, świat należy do mnie i inne takie. Ale może przesadzacie z tymi marzeniami?
Jest duża różnica między marzeniami a, dajmy na to, aspiracjami. Marzenia zawsze kojarzyły mi się z wyobraźnią, dziecięcą niepohamowaną fantazją która zabierała nas w miejsca, których nigdy nie było na mapach. O czym marzą dzieci? O przejażdżce na dinozaurze? O byciu księżniczką? Bilecie do Hogwartu? Dlaczego po latach dajemy sobie wmówić, że teraz nasze marzenia powinny oscylować wokół awansu, nowego samochodu i wycieczki all inclusive?
Nie. Te wszystkie przyziemne pragnienia powinny być dla nas zadaniami do wykonania. Bliższym lub dalszym planem życiowym. Ale nie obdzierajmy marzeń z ich magicznej otoczki. Jeśli już dajemy się ponieść marzeniom, pozwólmy im… pozostać marzeniami!
Osobiście mam mnóstwo punktów w planach życiowych, a te bardziej skomplikowane z rozpędu i w uproszczeniu nazywam czasem właśnie marzeniami. Ale w mojej głowie siedzi też mnóstwo fantazji, których wcale nie mam ochoty spełnić. Nie tylko dlatego, że wypicie piwa z Deanem Winchesterem jest po prostu niemożliwe. To, że pewne przygody mogę przeżywać tylko w wyobraźni jest dla mnie ogromnym urozmaiceniem mojego, wcale nie tak nudnego, życia. Zaletą dbania o swoją wyobraźnię jest to, że nawet najbardziej szalone marzenia możemy od razu przekuć w rzeczywistość. Tyle, że tę naszą – osobistą, do której nie wpuszczamy nikogo innego.
Nie nazywajmy wszystkich naszych aspiracji marzeniami. Te, aby zachowały swoją naturę, muszą pozostać niespełnione, nierealne, ulotne. Jeśli mamy ochotę na nowe panele, kupmy je, ale do jasnej Anielki – nie marnujmy marzeń na kilka desek.
Miłego tygodnia!