Kilka dni temu skończył się 6 sezon The Walking Dead. Jaki był? Z jakimi uczuciami nas zostawił i czy czekamy na kolejny? No i wreszcie – skąd wiedzieliśmy, kim jest Negan?
Niektórzy twierdzą, że z TWD jest trochę jak z apokalipsą zombie w ogóle. Wiecie, najpierw jest nawet ciekawie i ekscytująco, ale po jakimś czasie zaczynamy sobie uświadamiać, że ciągłe ryzyko bycia przekąską dla żywych trupów, brak mydła i tułaczka po lasach to niekoniecznie fascynująca przygoda.
Ja jednak trwam przy serialu wiernie. Bo jak już się towarzyszy Rickowi w tym niezbyt przyjaznym świecie, to nieładnie tak po prostu go opuścić, prawda?
Trzeba jednak przyznać, że w porównaniu z sezonem 5, ten był wyjątkowo udany. Moim zdaniem był dość różnorodny i rzadko kiedy twórcom zdarzało się przynudzać. Rozpoczęli od masy zombiaków, a skończyli na grupie złoczyńców. Motto Fight the dead, fear the living po raz kolejny wybrzmiało z całą mocą.
Kompozycja całego sezonu była bardzo dobrze przemyślana i zaplanowana. Mam wrażenie, że każda rozmowa, każda akcja podjęta przez naszych bohaterów, każda ich decyzja ostatecznie miała sprowadzić ich (oraz nas, widzów) do tego lasu z ostatniego odcinka. I do Negana.
No właśnie. Negan. To jest dopiero ciekawy przypadek postaci, która stała się kultowa ZANIM jeszcze w ogóle pojawiła się w serialu. Producenci powinni być naprawdę dumni z fanów, nazwijmy ich – hybrydowych. To znaczy takich, którzy są miłośnikami komiksów oraz odbiorcami serialu jednocześnie. Oni to wykonali naprawdę kawał dobrej PRowej roboty, rozbudzając w nas niepokój i strach, że oto już za chwilę pojawi się postać niesamowita, zła, fascynująca. Taka, która ma zjadać Gubernatora na śniadanie. I wiecie co? Ja naprawdę nie miałam w rękach żadnego numeru Żywych Trupów, ale już od połowy tego sezonu doskonale wiedziałam, kim jest Negan i Lucille. Finałowy odcinek sprowadzał się w zasadzie do jednego – nerwowego oczekiwania na pojawienie się Jeffreya Deana Morgana. Muszę w tym miejscu dodać, że Papa Winchester (bo Jeffrey grał ojca głównych bohaterów w Supernatural, o czym nie mogę zapomnieć i chyba już zawsze będzie mi się z nim kojarzył) błyszczy za każdym razem, kiedy gra tego złego. Czarne charaktery wychodzą mu mistrzowsko.
Negan chyba spełnił oczekiwania wszystkich fanów? Nie? |
Finał fabularnie nie był zbyt ciekawy. Ale to, co było niepowtarzalne, to klimat. Rzadko mi się zdarza, żeby jakiś epizod serialu wywołał u mnie takie emocje – czułam się, jakbym cały czas towarzyszyła bohaterom, byłam podenerwowana i zaniepokojona. A na końcu Negan rozwalił mi czaszkę.
Tak, tak – Negan zabił widza w tym odcinku (choć niektórzy utrzymują, że kamerzystę)! Mogłabym nawet takie ujęcie ostatnich kilku sekund finału uznać za dość oryginalne, ale niestety – nie mogę. Bowiem zła jestem okropnie na twórców i w tym temacie solidaryzuję się z tymi, którzy po zobaczeniu końcowych napisów mieli ochotę wyrzucić telewizor przez okno.
I tu dochodzimy do największej wady sezonu – czyli okrutnego wręcz bawienia się widzem. Cliffhanger w półfinale jeszcze mogłam wybaczyć. Ale teraz? W odcinku który miał nam odpowiedzieć tylko na jedno, jedyne pytanie? Co więcej, na tę odpowiedź przygotowywaliśmy się bardzo, bardzo długo. Jeśli twórcy chcieli wywołać fale spekulacji „kto zginie?” to świetnie. Tyle że chyba nie zauważyli, że te spekulacje prowadziliśmy już od kilku miesięcy. I naprawdę po tym finale odechciało mi się już dywagować na ten temat. Takich rzeczy się nie robi. Koniec kropka.
Mimo wszystko nie mogę nie zauważyć, że całkiem dobrze wyszło budowanie w Ricku i jego grupie pewności siebie i optymizmu, że są w stanie poradzić sobie ze wszystkimi, tylko po to, by brutalnie wytrącić ich z tego przekonania w odcinku ostatnim. Widać, że pod tym względem sezon był doskonale przemyślany.
Z jakimi uczuciami pozostawił mnie 6 sezon The Walking Dead? Z niedosytem, niepokojem i jedynym w swoim rodzaju miksem złości i ciekawości. Moje pytanie nie brzmi już jednak, kogo ubił Negan, ale jak grupa Ricka sobie z tym poradzi. Bo nie oszukujmy się – śmierć postaci jest na stałe wpisana w krajobraz świata przedstawionego. To w końcu postapokaliptyczna kraina pełna żywych i martwych morderców. Najciekawsi są ocaleni i ich zmagania. Czy Rick Grimes za 2 sezony będzie taki jak Negan? A może jak Morgan? Co wyrośnie z Carla? Twórcy, mimo swoich błędów nadal utrzymali moją ciekawość. Ja naprawdę chcę to wiedzieć. Dlatego czekam. Na sezon 7.