Austin Kleon napisał książkę, która w każdym początkującym artyście rozpali płomyk nadziei i motywacji. Choć właściwie nie trzeba być artystą, by z Twórczej kradzieży coś wynieść. Albo raczej, jak wskazuje tytuł – ukraść.
W pisaniu najgorsze jest uporanie się z własnymi zahamowaniami. Z poczuciem, że przecież wszystko już zostało napisane. Albo, że na świecie (zwłaszcza w Internecie), jest już za dużo literek i nie ma sensu dokładać też swoich. Z brakiem wiary w siebie i niepewnością, czy kogokolwiek obchodzi, to co mamy do powiedzenia.
Właściwie nie jest to problem tylko piszących. Każda twórczość jest obarczona tymi wątpliwościami.
Kleon przekonuje, że tworząc coś, nie powinniśmy popadać w obsesję oryginalności. Bo dobry artysta patrzy na świat niczym rasowy złodziej. Szuka inspiracji i podpatruje. Kradnie.
Wszystko zostało już powiedziane, ale ponieważ nikt tego nie słucha, wciąż musimy wracać i zaczynać wszystko od nowa.
André Gide
Oczywiście taka postmodernistyczna mądrość może być źródłem frustracji dla ludzi bardzo ambitnych, lub – niezbyt pewnych siebie, którzy tylko w oryginalności widzą szansę na przebicie się.
Tak naprawdę to nie chodzi tylko o podpatrywanie, co tworzy konkurencja. Chodzi o czerpanie inspiracji ze wszystkiego, co nas otacza. O to, że pomysły na książkę, obraz, wiersz, albo niedzielny obiad, nie biorą się wprost z naszych głów. Że krążą po wszechświecie i jeśli będziemy uważni – pozwolą się schwytać.
Mnie osobiście najbardziej spodobała się nieco bardziej ogólna myśl. Już nie odnosząca się do twórczości, ale do nas samych:
Jesteś w istocie mieszanką tego, co zdecydujesz się włączyć w swoje życie.
To stwierdzenie podoba mi się bardziej, niż podszyte ostrzeżeniem “Z kim przystajesz, takim się stajesz”
Myślę, że warto o tym pamiętać. Zwłaszcza, kiedy zastanawiamy się, dlaczego jest nam źle.
Kleon podaje także pomysł na pochłanianie sztuki i pogłębianie naszej wiedzy w kierunku, jaki nas interesuje. Kiedyś pisałam o strategiach ogarniania popkultury. Myślę, że z powodzeniem można zastosować go także w tym przypadku.
Wybierz osobę, która inspiruje cie najbardziej. Dowiedz się o niej wszystkiego, czego się da. Zostań ekspertem. Potem zacznij studiować dorobek trzech osób, którymi inspirował się twój mentor. Potem poznaj inspiracje tych trzech. I tak dalej i tak dalej.
Ciekawa to wskazówka, choć osobiście uważam, że nie powinniśmy nigdy zamykać się na chaos. Nie widzę nic złego w zbieraniu śladów i przeskakiwaniu z kwiatka na kwiatek z naszymi zainteresowaniami. Niemniej jednak, jest to dobry sposób na uporządkowane zgłębienie tematu. Ale trochę zbaczam z tematu.
Właściwie, Kleonowi chodzi bardziej o zachęcenie nas do budowania więzi z ludźmi, którzy nas inspirują. Nawet jeśli są daleko, lub dawno nie żyją. To trochę, jak wieszanie sobie plakatów naszych ulubionych artystów. Wiem, że np. ogarnianie filmografii jednego reżysera lub aktora daje poczucie bliskości i wzbudza pewien komfort, który pcha nas do sięgania po kolejne tytuły.
Czasem mamy wielkie plany. Chcemy w końcu napisać książkę. Nagrać piosenkę. Założyć bloga. Albo nauczyć się szyć. Nieważne. I kiedy otrząśniemy się z pierwszego entuzjazmu, włącza nam się wewnętrzny hamulec. Przecież nie jestem jeszcze gotowy/a! Kleon rozprawia się i z tym uczuciem:
Gdybym czekał na chwilę, w której dowiedziałbym się, kim jestem albo na czym mi zależy przed rozpoczęciem “pracy kreatywnej”. to do dziś zamiast tworzyć, zbijałbym bąki, próbując zrozumieć samego siebie. Z doświadczenia wiem, że to włąśnie tworzenie i wykonywanie pracy pozwala nam zrozumieć siebie.
Jesteś gotowy. Zacznij coś tworzyć.
Być może boisz się zaczać. To normalne. To bardzo realne uczucie, które występuje powszechnie wśród wykształconych ludzi. Nosi nazwę “syndromu oszusta”. (…) Innymi słowy, syndrom ten polega na czuciu się jakby się było krętaczem, markowało własne umiejętności, a w rzeczywistości nie miało bladego pojęcia o tym, co się robi.
Wiesz co? Nikt nie ma pojęcia, co robi. Spytaj kogokolwiek, kto zajmuje się pracą kreatywną z prawdziwego zdarzenia, a poznasz prawdę: nikt nie wie, skąd bierze takie dobre pomysły. Ludzie po prostu zjawiają się w pracy i robią swoje. Dzień w dzień.
A. Kleon, Twórcza kradzież, s. 33-34
Nawet jeśli nie wiesz, czy robisz coś wystarczająco dobrze, rób to. Nawet jeśli miałbyś na początku tylko udawać, że to robisz. Ani się obejrzysz, a z udawania zrodzi się profesjonalizm.
Jeszcze jedna rzecz w książce “Twórcza Kradzież” utkwiła mi w pamięci:
Kiedy patrzę na ten wykres, przypominam sobie pracę nad magisterką i wiem, że przeżywałam to dokładnie tak – punkt po punkcie. Ale, dodałabym jeszcze jeden, na końcu. Otóż, wydaje mi się, że nasze prace rosną w nas i naszej świadomości. Być może na początku mamy wobec nich umiarkowany entuzjazm. Musi minąć jednak trochę czasu, zanim zaczniemy doceniać swój wysiłek. No i siebie samych.
To oczywiście nie wszystko, co możemy znaleźć w Twórczej kradzieży. Niektóre porady znamy bardzo dobrze. Na przykład te o ołówku i notatniku. Właściwie to książki tej nie można oceniać przez pryzmat oryginalności, czy innowacyjności. Takie dziełka mają za zadanie powtórzyć po raz setny, to co już słyszeliśmy/wiemy. Zachęcić do działania. Rozwiać wątpliwości. Ale uwaga! Tak zaaplikowana motywacja wznosi nas na szczyty. Na krótko.
Zanim więc entuzjazm zgaśnie – zacznij coś robić. Jesteś gotowy.