Pora na kolejną porcję dywagacji zombiaczych. W pierwszym wpisie wspomniałam, że „prawdziwe” zombie byłyby w istocie ludźmi. Chorymi, agresywnymi, obrzydliwymi i złaknionymi krwi. Taki, dość niewygodny dla wszystkich dumnie noszących na piersiach koszulki w stylu „Czekam na zombie apokalipsę”, obrót sprawy niósł by za sobą dylematy natury etycznej i problemy natury prawnej. Ale co z tą apokalipsą?
Końca świata nie będzie, czyli czy jest możliwa apokalipsa zombie?
W produktach popkultury spod znaku rozpadających się zwłok, zawsze fascynowały mnie obszary nigdy do końca niewyjaśnione. Najważniejszym jest – plan na czas kryzysu i przyczyny jego porażki. Czy jest możliwa apokalipsa zombie? Apokalipsa, czyli koniec cywilizacji, miliony snujących się żywych trupów, zrujnowane miasta i porzucone nadzieje na to, że świat wróci do normy? Wiem, że ludzkość ma skłonności do podejmowania złych decyzji. Do zaślepienia i upartego dążenia ku otchłani. Ale na Boga! Czy naprawdę dalibyśmy sobie odebrać świat bandzie tępych, ledwo ruszających się zainfekowanych?
Kilkaset lat temu – pewnie. W końcu Europę nie raz dziesiątkowała dżuma lub inne równie groźne choróbska. Dziś jednak jesteśmy wyposażeni w narzędzia oraz wiedzę, jak takich globalnych epidemii unikać. Oczywiście – mamy też samoloty i przemieszczamy się (roznosimy choroby) szybciej niż kiedykolwiek, ale z drugiej strony trochę mniej sobie ufamy i wolimy zdać się na przepisy.
Selfie z zombie – jak społeczeństwo zareagowałoby na nieumarłych?
Wyobraźmy sobie, że pojawia się wirus, który zamienia ludzi w coś, co przypomina trzecioplanowych bohaterów The Walking Dead. Zakażenie następuje poprzez ugryzienie (kontakt ze śliną, krwią i innymi wydzielinami zainfekowanych). Jest wiele chorób, które działają na podobnej zasadzie, a jednak – potrafimy nad nimi panować. Ostatecznie, zawsze mogło być gorzej –
Zombizm przenoszony drogą kropelkową nie byłby już taki cool.
Poza tym – popkultura w temacie zombie wyedukowała już chyba wszystkich. Jeśli ktoś ma chrapkę na ludzkie mięso (w formie mniej wyrafinowanej niż Hannibal oczywiście), to jest to syndrom dość łatwy do wychwycenia. Zainfekowanych szybko by izolowano, bądź – zabijano (co oczywiście wzbudzałoby liczne protesty). Podobno Stany Zjednoczone mają przygotowany scenariusz na wypadek epidemii zamieniającej ludzi w głodne (pół)trupy. Myślę, że o ile większość społeczeństwa nie uznałaby, że dobrym pomysłem jest robić sobie selfie z zombie, spokojnie przeczekalibyśmy kryzys w domu. Jakby co, nie wypuszczajcie swoich znajomych, rodziny i przyjaciół z domu – nawet jeśli byliby bardzo podekscytowani. Jedna z zasad, którą przytacza Brooks w książce o zombie survivalu, brzmi: nie udawaj bohatera. Bohaterowie kończą jako kolacja dla zombie.
Jeśli nie apo, to co?
Zakładam, że ludzkość rozwinęła produkcję oleju w głowie na tyle, by nie doprowadzić do sytuacji całkowitego zdominowania Ziemi przez zombie. Co wcale nie znaczy, że wirus nie sprawiłby nam kłopotów. Według mnie możliwe scenariusze są trzy:
Warianty zombie apokalipsy:
- Nie dochodzi do epidemii. Choroba się pojawia, ale zostaje szybko okiełznana. Pewne incydenty się zdarzają, jednak tylko na skalę lokalną. Żyjemy w świecie, w którym zombie są realne, lecz nie stanowią takiego zagrożenia, jakie sugerują filmy. Fani zombie apokalipsy nie mogą opanować rozczarowania i na wszelki wypadek podwajają wysiłki w przygotowaniach na najgorsze.
- Dochodzi do kilkutygodniowego kryzysu, z którym radzi sobie wojsko. Ludzie zostają ewakuowani lub zostają w domach. Po jakimś czasie wszystko wraca do normy, a my przyzwyczajamy się do życia ze świadomością, że człowiek może zamienić się w zombiaka. Zaczynamy inaczej patrzeć na kwestie bezpieczeństwa. Społeczeństwo zaczyna więcej biegać i budować solidniejsze domy. Tak na wszelki wypadek. Jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe podręczniki survivalu spod znaku żywych trupów.
[skrajny pesymizm mode on:]
- W wyniku zły i opieszałych decyzji władz sytuacja wymyka się spod kontroli. Aby uniknąć zombie apo ktoś z góry wydaje rozkaz odpalenia bomby atomowej. Obszar ogarnięty epidemią zostaje zrównany z ziemią. Zaczynają się niepokoje społeczne i… zupełnie jak w serialach, zamiast walczyć z zombie, walczymy ze sobą. To najgorszy scenariusz i, miejmy nadzieję, najmniej prawdopodobny.
Jedno jest pewne, każdy przytoczony wariant nie przypomina filmu. Apokalipsa zombie, jaką znamy z popkultury, nie ma racji bytu w naszym świecie. Pierwszą epidemię zombie najpewniej spędzilibyśmy w domu oglądając na dvd kolekcję filmów Romero. Po raz kolejny rzeczywistość okazałaby się o wiele mniej zachęcająca, niż ta ekranowa. I bardzo dobrze.