Jak serwisy streamingowe zmieniły moje podejście do popkultury 

Jak serwisy streamingowe zmieniły moje podejście do popkultury?

W końcu mnie olśniło! Już wiem, dlaczego nie mogę ostatnio się zebrać do pisania. To wszystko przez Netflixa!  

Na wyciągnięcie pilota

Pamiętacie jeszcze świat bez Netflixa? Ja ledwo. Netflix wszedł do Polski we wrześniu 2016 roku i nie wiem, jak wy, ale ja nie czekałam ani chwili.  Zarejestrowałam się, podpięłam kartę i podpisałam pakt z diabłem. A raczej – z aniołem, który wybawił mnie od znoju poszukiwania seriali na własną rękę. W marcu 2018 HBO zrobiło nam niespodziankę i udostępniło HBO GO bez pośredników. W tym przypadku także nie trzeba mi było dwa razy powtarzać.  

Z pakietem Netflix plus HBO GO jestem w pełni popkulturowo usatysfakcjonowana. Do tego w zeszłym roku kupiliśmy Smart TV i komfort oglądania wystrzelił poza moją skalę. Tak wygodnie i łatwo jeszcze nie było. A jak jest łatwo i wygodnie, to wiadomo, że człowiek się rozleniwia.  

Kiedyś to było (ciężko?)!

Tak szybko przyzwyczaiłam się do tego, że seriale i filmy mam na wyciągnięcie ręki, że prawie zapomniałam, jak trzeba było się namęczyć, żeby coś obejrzeć jeszcze kilka lat temu. Nie wiem, na ile macie podobne doświadczenia, ale ja nie ukrywam, że by być na bieżąco z hitami serialowymi musiałam nieźle kombinować. I wiadomo, co przez to chcę powiedzieć – zdarzało mi się bawić się w Jacka Sparrowa, zawalać dysk komputerowy odcinkami, męczyć się z oglądaniem online, które szło jak krew z nosa, albo czekać na odcinki w TV. W porównaniu z wybraniem na pilocie Netflixa i włączeniem “Oglądaj dalej” trwało to wieki.  

Ja kiedy do PL wszedł Netflix (via GIPHY) 

No więc teraz jest lepiej, nie? No pewnie. Tyle, że łatwość dostępu do seriali spowodowała dość dziwną rzecz – przestałam zbytnio się nad tym wszystkim zastanawiać. Wiecie, w czasach przednetflixowych było tak, że jeśli chciałam coś obejrzeć, to… naprawdę chciałam. Musiałam czuć ten, niemal erotyczny pociąg do jakiejś produkcji, by spędzić czas na szukaniu, ściąganiu i oglądaniu na małym ekranie laptopa. Niczym potajemne schadzki z chłopakiem, albo palenie papierosów pod szkołą. Mój emocjonalny stosunek do produkcji, które sama wybrałam do oglądania, na podstawie rekomendacji, recenzji, albo własnych, samodzielnych poszukiwań, powodował, że mogłam o nich rozmawiać i pisać godzinami.  

Kiedyś było tak (via GIPHY)

Oglądanie seriali nie jest już dla mnie tego typu doświadczeniem. Nie muszę się poważnie zastanawiać, co chcę oglądać. Po prostu przeglądam i włączam. Niczym nie ryzykuję. Jeśli stracę ochotę lub produkcja mnie znudzi, szybko mogę przełączyć na inną. W efekcie po pierwsze mam teraz większą tendencję do odpuszczania seriali, które przestały mi odpowiadać, po drugie moje zainteresowanie produkcjami, których nie ma na Netflixie lub HBOGO dość mocno zmalało. Po prostu nie chce mi się kombinować. Stąd np. Porzuciłam Supernatural, serial, którego praktycznie nie da się oglądać legalnie w PL i być z nim na bieżąco. Nie chce mi się także polować na odcinki The Walking Dead. Tyle czasu chciałam obejrzeć Homeland – zrobiłam to dopiero, gdy serial pojawił się na Netflixie.  

A teraz jest tak (via GIPHY)

Dwa serwisy streamingowe, które subskrybuję w zupełności mi wystarczają. Co miesiąc pojawia się na nich tyle nowych treści, że i tak dawno przestałam się łudzić, że zdołam zobaczyć nawet połowę.  Niestety tu nawet nie chodzi o wybieranie najlepszych seriali – bo nie oszukujmy się, najlepsze zdarzają się teraz coraz rzadziej. I to kolejny duży problem, bo od zeszłorocznego Sharp Objects nie spotkałam się z serialem, który by mnie przesadnie zachwycił. Większość z nich (zwłaszcza tych netflixowych) nie zasługuje na większy komentarz od “było ok”. Boli mnie to strasznie i zastanawiam się jak obniżenie jakości wpłynie na dalszy serialowy boom.  

Serialowe lenistwo

Kiedyś podchodziłam do oglądania zupełnie inaczej. Pieczołowicie wybierałam seriale, które chcę obejrzeć, byłam bardzo wierna moim ukochanym produkcjom (nawet jak mnie zawodziły) i analizowałam je dogłębnie. Dziś, dzięki Netflixowi i HBO GO, oglądanie seriali trochę mi spowszedniało. Nie oznacza to, że mam zamiar rzucić to w cholerę. Seriale to nadal moja ulubiona rozrywka. Serwisy streamingowe czynią ją niezwykle łatwo dostępną, ale to jak posiadanie w domu dużych zapasów czekolady. Kiedy wiesz, że masz jej pod dostatkiem marzysz o zupełnie czymś innym.  

 

A jak wasze życie zmieniło się pod wypływem Netflixa?