Z okazji niedawnego Halloween postanowiłam podrzucić wam kilka strasznych seriali, z którymi może jeszcze nie mieliście okazji się zaprzyjaźnić. Długie listopadowe wieczory sprzyjają straszydłom i nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam maltretować się takimi okropnościami kiedy za oknem deszcz lub śnieg (albo w moim wypadku smog).
A teraz element zaskoczenia – wcale nie mam na myśli horrorów! HA! Jest jakaś dziwna tendencja do strachu przed rzeczami, które zdarzają się sporadycznie. Na ten przykład, dlaczego kręci się straszne filmy o rekinach ludojadach, a nie o hipopotamach, chociaż jak wiemy, to hipopotamy, ze wszystkich zwierząt, mają na swoim koncie najwięcej ludzkich ofiar? Chyba nigdy się nie dowiemy… Dlatego nie jest to artykuł o horrorach, a serialach futurystycznych (tak chyba najwygodniej je będzie określić), które w kilku ostatnich latach święcą triumfy popularności.
the future’s broken – Black Mirror
Mojego zestawienia nie mogę zacząć od żadnego innego serialu niż Black Mirror. Seria składa się z kilkunastu oddzielnych epizodów, a każdy z nich opowiada o innej technologicznej nowince, której rozwój może doprowadzić do strasznych konsekwencji. Najbardziej przerażające w Black Mirror jest chyba to, że zaprezentowana przyszłość jest tak niedaleka, że można pomylić ją z teraźniejszością. Ludzie, których widzimy na ekranie to my sami, a świat, w którym żyją, lada dzień może nam się przytrafić.
sorry, hang on. that’s a very difficult sentence to process.
Drugą przerażającą rzeczą jest to, że serial pokazuje w ludziach to, co najgorsze. Na całe cztery sezony zdarzył się tylko jeden wyjątkowy odcinek z happy endem (odc. San Junipero). Jeżeli weźmiecie jakąkolwiek nową technologię, wymyślicie jak może się rozwinąć w ciągu najbliższych dziesięciu lat, a potem pomyślicie, jaka najgorsza rzecz przy użytkowaniu jej może się wydarzyć, będziecie mieli przepis na kolejny odcinek Black Mirror. I tak technologia, która ma zapewniać szybkie odszukiwanie przestępców przez nagrywanie wszystkich ludzkich wspomnień (odc. Krokodyl) sprawia, że morderca zamiast jednej ofiary pozbawia życia też każdego, kto mógł widzieć morderstwo; technologia, która pozwala na “wskrzeszenie” bliskiej zmarłej osoby (odc. Zaraz wracam) sprawia, że tym bardziej jest odczuwalna jej nieobecność a bliscy cierpią katusze, bo nie mogą pozbyć się sztucznego ukochanego; technologia, która ma zapewnić bezpieczeństwo dzieciom (odc. Arkangel) umożliwia nadopiekuńczym rodzicom wgląd w ich całe życie. Przykłady oczywiście z każdym kolejnym sezonem się mnożą i zostawiają człowieka (przynajmniej tego, który to pisze) w stanie, w którym chce usunąć wszystkie media społecznościowe, wyrzucić telefon do rzeki i zacząć nowe wspaniałe analogowe życie w jaskini.
I guess they were always like that underneath
Ostatnia straszna rzecz to fakt, że większość odcinków nie dotyczy jednostek, a całego społeczeństwa. Jak w epizodzie otwierającym całą serię (Odc. Hymn państwowy). Widziałam go 5 lat temu, a ciągle pamiętam dokładnie scenę, w której porwana dziewczyna idzie pustymi ulicami Londynu, bo absolutnie nikt nie mógł przegapić show odbywającego się akurat w telewizji… Jak to świadczy o nas i naszym ludzkim społeczeństwie? Dlaczego chcemy oglądać takie rzeczy? Dlaczego ludzki dramat nas pociąga?
Podobne wrażenia pozostawia pierwszy odcinek trzeciej serii (Odc. Na łeb na szyję). Jak żyć w społeczeństwie, w którym jest się cały czas ocenianym? Losy głównej bohaterki śledzimy z zapartym tchem. Doskonale rozumiemy jej dążenie do lepszego standardu życia, ale też nie odwracamy wzroku, kiedy jej nie wychodzi, kiedy upodlenie osiąga apogeum. Tylko czy w rzeczywistości ten scenariusz nie brzmi znajomo? Czy podwalin do takiej rzeczywistości nie stawiamy właśnie teraz my sami na instagramach i innych facebookach?
Ambiwalentne uczucia z kolei rodzi odcinek o kobiecie, która dopuściła się okropnej zbrodni i zostaje wciągnięta w nieustającą pętlę cierpień (Odc. Biały niedźwiedź). Nowy system “więziennictwa” pokazany w tym odcinku z jednej strony hołduje biblijnej zasadzie “oko za oko, ząb za ząb” z drugiej strony przywodzi na myśl hasło “chleba i igrzysk”. Mściwa satysfakcja widzów całego spektaklu jest tak samo moralnie obrzydliwa jak zbrodnia popełniona przez główną bohaterkę.
Mam nadzieję, że tych kilka spoilerów nikogo nie powstrzyma przed oglądnięciem Black Mirror (o ile ktoś jeszcze nie widział). Serial swoim mrocznym klimatem jak znalazł pasuje do pogody za oknem. Nawet jeżeli czasem świeci słońce, to wiemy, że na końcu każdego odcinka czeka na nas mgła, słota i beznadzieja listopadowych wieczorów.
masz tylko jedną szansę – 3%
3% to brazylijska produkcja Netflixa, rozgrywająca się w postapokaliptycznej rzeczywistości. Dookoła panuje bieda, brud, głód i śmierć a jedyną szansą na lepsze życie jest odbywający się raz do roku Proces, który ukończy tylko 3% uczestników. W pierwszym sezonie wraz z głównymi bohaterami przechodzimy przez wszystkie testy Procesu, w drugim za to autorzy rozwijają historię powstania Wyspy (na której żyje 3% wybranych) oraz zniszczenia Lądu. Obydwa sezony są straszne – każdy na swój własny sposób.
umiesz liczyć? licz na siebie.
Pierwszy sezon serialu opowiada o procesie numer 104. Główni bohaterowie przechodzą (lub nie) przez kolejne testy, jednak każdy liczy tylko na swój własny sukces. Oszustwa i kłamstwa kosztem innych są całkowitą normalnością – po trupach do celu to dewiza, która zdaje się wszystkim przyświecać. To właśnie jest w pierwszym sezonie najstraszniejsze: wyobcowanie w społeczeństwie. W ten właśnie sposób utrzymywany jest żałosny poziom życia na lądzie. Społeczeństwo nie pracuje wspólnie nad poprawą stanu rzeczy, każdy myśli tylko o sobie, o swoim własnym sukcesie. Proces wspomaga ten stan rzeczy, bo promuje tylko najzdolniejsze jednostki, ale zupełnie nie nagradza takich cech jak empatia czy umiejętność pracy w zespole. Przerażające jest też to, że ludzie z Wyspy nie czują żadnej odpowiedzialności za to, co dzieje się na lądzie. Nie proponują żadnej pomocy, chociaż mają niezbędne do tego środki i technologie. Nikt nie jest odpowiedzialny za nikogo, każdy jest zdany tylko i wyłącznie na siebie.
to ludzie ludziom zgotowali ten los
Jak już pisałam wcześniej, drugi sezon odkrywa przed nami tajemnice powstania Wyspy oraz samego Procesu. Staram się nie zdradzać za wiele, więc powiem tylko, że to nie kataklizm doprowadził do tragedii, która spowodowała całkowity upadek tych, którzy żyją na lądzie – doprowadzili do tego ludzie. Brak jakichkolwiek surowców, wyschnięte źródła, przekształcenie naturalnego krajobrazu w pustynię niezdatną do życia, to wszystko skutek zbyt szybkiej i bezmyślnej eksploatacji zasobów. Serial nie rozwodzi się przesadnie nad tym wątkiem, ale kiedy ogląda się paradę slumsów, ruin i łachmanów, od razu ma się ochotę zacząć segregować śmieci. Drugi sezon niejako kontynuuje główną myśl pierwszego sezonu, że najgorsze, co może się człowiekowi przydarzyć to drugi człowiek. Dla mnie osobiście najbardziej wstrząsające było odkrycie historii założycieli Wyspy i fakt, że przez taki szmat czasu (ponad 100 lat), tylko jedna osoba zdobyła się na przejęcie ich spuścizny.
Niestety nie mogę nic więcej napisać, żeby nie zdradzić szczegółów fabuły. Przyznam jednak, że niecierpliwie czekam na 3 sezon. Zwłaszcza zastanawia mnie czy twórcy zdecydują się pokazać jak radzi sobie reszta świata. Póki co, byliśmy zamknięci w swego rodzaju enklawie, ale czy to możliwe, że reszty świata po prostu nie ma?
the future is a fucking nightmare – The Handmaid’s Tale
The Handmaid’s Tale nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Pytanie, czy serial został doceniony, dlatego że akurat świetnie wpisał się w ruch #metoo, czy dlatego że jest po prostu dobry, zostawiam innym. Dla mnie jest zachwycający w smutno/poważnym znaczeniu tego słowa. Jest też straszny. Im więcej dowiadujemy się o życiu w Republice Gileadu, tym bardziej włos jeży się na głowie.
your body is no longer your own
Oto znajdujemy się w przyszłości odległej od naszej codzienności o około 5 lat. W tej nowej rzeczywistości nie ma już takiego kraju jak USA, jest za to Republika Gilead. Jest to państwo, w którym nie funkcjonuje demokracja, a dziwna odmiana teokracji. Wszystko co dzieje się w państwie musi znaleźć swoje uzasadnienie w Starym Testamencie. Powołanie do istnienia tytułowych podręcznych jest usprawiedliwiane historią Jakuba, Racheli oraz jej niewolnicy, która urodziła im syna. Obywatele Gileadu wzbraniają się oczywiście w swojej hipokryzji przed nazywaniem rzeczy po imieniu. Więc według nowych tyrańskich rządów mamy podręczne a nie niewolnice, ceremonie a nie gwałt, ciotki a nie strażniczki. Pod płaszczem porządku, zgody z naturą i powrotu do tradycyjnych wartości ukryta jest przerażająca historia o tym, jak łatwo kimś gardzić tylko dlatego, że jest od nas słabszy.
family is gone forever
Trzeba przyznać, że serial wizualnie jest po prostu piękny. Ujęcia, kiedy ubrane na czerwono podręczne poruszają się w harmonii na tle białego śniegu, ujęcia z góry, pokazujące piękno tego ruchu. Tylko, że po chwili pierwszego zachwytu dociera do nas, że ta harmonia to nic innego jak niemożność pójścia własną drogą. Podręczne zostały wyszkolone w specjalnym ośrodku do swojej misji płodzenia dzieci – tkwią w obrzydliwym rytuale. Zresztą nie tylko one jak się szybko okazuje, żony, które miały być na uprzywilejowanej pozycji i często o nowy ustrój walczyły bardziej zażarcie od mężczyzn, też są pozbawione jakichkolwiek praw. A prawa są bardzo surowe.
love is forbidden here
Oczywiście, jak zwykle w tego rodzaju znanych nam z historii ustrojach, lista wrogów publicznych nie ma końca. Geje, lesbijki, lekarze, naukowcy i przede wszystkim kobiety – wszystkim im zostaje odebrany głos. Formy ucisku są przeróżne, od odcięcia dłoni (kiedy przyłapie się kobietę na czytaniu, które jest zakazane), przez usunięcie łechtaczki (kiedy kobieta uprawia seks z kimś, kogo kocha a nie z kim jej kazano), po wysłanie do kolonii na ciężkie roboty w toksycznym środowisku (najcięższe przypadki buntu i niepodporządkowania). Zresztą, to toksyczne środowisko otaczające Gilead jest sprawcą wszystkich nieszczęść – przez silne zanieczyszczenie, prawdopodobnie zaczęła się epidemia bezpłodności wśród kobiet i mężczyzn (chociaż mówienie o tym, że mężczyźni są bezpłodni jest zakazane). Wracamy więc do tego, co straszy we wszystkich opisanych produkcjach, a jest to człowiek i jego destrukcyjna natura.
Choć kusi żeby wspomnieć jeszcze kilka tytułów na tym zakończę moją krótką listę – na więcej i tak pewnie nie wystarczyłoby tych listopadowych wieczorów. Zawsze mówię, że wcale nie trzeba oglądać horrorów żeby się bać, czasami wystarczy pomyśleć o przyszłości albo przeczytać raport o globalnym ociepleniu.
Autorka wpisu: Paulina Kutrzeba