Ach, ten You Tube. Nie dość, że bawi, to w dodatku dostarcza bogatego materiału źródłowego do wszelkich rozważań na temat popkultury, socjologii, antropologii… i ogólnej kondycji ludzkości na początku XXI wieku. Wśród oceanu filmów (FILMIKÓW!), dziś pod lupę biorę te, które niezwykle od jakiegoś czasu mnie fascynują, czyli fanowskie reakcje.
Patrz, jak to przeżywam! Dzielenie się emocjami, czy spektakl?
Pierwsze pytanie, które nasuwa się po obejrzeniu kilku z nich brzmi – dlaczego ludzie to nagrywają? Drugie – dlaczego ludzie to oglądają? A trzecie – czy to naprawdę na serio?
Zacznijmy jednak od początku. Czym są filmy, które zbiorczo nazywam „fanowskimi reakcjami”? Są to… no. Fanowskie reakcje. A ściślej – krótkie filmy, pokazujące reakcje ludzi na odcinek serialu, bądź na kluczową scenę, plot twist, cliffhanger – wszystko, co może wzbudzić emocje większe niż sięgnięcie po piwo w trakcie oglądania. Zazwyczaj filmy te są zmontowane tak, byśmy mogli jednocześnie obserwować newralgiczną scenę oraz twarz fana. Płacz, tańce radości, miny pełne niedowierzania, rzucanie przedmiotami i duże natężenie zdania „Are you fucking kidding me?!” – tak w skrócie można zdefiniować tego typu twórczość.
Poziom emocji, gdy oglądamy coś w samotności – burza uczuć dzieje się wewnątrz! |
Oczywiście reakcje nagrywane i wrzucane potem w czeluście Internetu nie są reakcjami „z zaskoczenia”. Autorzy filmów są równocześnie ich bohaterami, z góry więc zakładają, że historia poruszy ich tak bardzo, że będą mogli rozegrać kipiący emocjami monodram. Cóż, patrząc na budowę współczesnych seriali – takie założenia można robić w ciemno. W końcu twórcy dwoją się i troją, by każdy finał wzbudzał w widzach odpowiednio silne reakcje.
Recenzje służą do dzielenia się ze światem przemyśleniami na temat danego dzieła. Reakcje są po to, by dzielić się emocjami. Pokazują coś, co dzieje się jeszcze przed procesem konstruowania opinii. Pod tym względem są fascynującym materiałem – dają iluzję podglądania momentu przed chwyceniem za telefon i napisaniem statusu o najnowszym odcinku/filmie.
Burza uczuć podczas nagrywania reakcji |
Pop-voyeryzm, czyli podglądanie intymnych kontaktów fan-dzieło
Tak… to chyba przypadłość naszego pokolenia. Dajemy się podglądać i sami lubimy to robić. To proste, a jakże satysfakcjonujące! Jestem maniaczką recenzji, opinii i dyskusji na tematy popkulturowe. Czasem jednak zdarza mi się obejrzeć kompilację reakcji fanowskich, które pozostawiają mnie z poczuciem, że przejście na kolejny etap – etap werbalizacji, jest właściwie zbędny. Same emocje wystarczą. Adekwatnym przykładem są reakcje na ostatni finał The Walking Dead. Mogłabym pisać o powszechnym wkurzeniu na cliffhanger, a i tak pewnie nie załapalibyście o jaki poziom wkurzenia tak naprawdę chodzi (piszę to zdanie do wszystkich czytelników, którzy finału TWD nie widzieli i w ogóle serialem się nie interesują). Ale, mogłabym Wam po prostu puścić kilka fanowskich reakcji i sprawa stałaby się jasna.
Jasne, idąc tym tropem, można dojść do pytania, po co w ogóle pisać? Mogłabym uznać że od teraz nagrywam siebie podczas oglądania seriali i nie tracę czasu na żmudne opisy moich emocji i przemyśleń. Ale, choć pewnie chwilami mogłoby być zabawnie, to miałabym wrażenie pójścia na ogromną łatwiznę. Przelewanie myśli na papier (pisanie na komputerze to przelewanie myśli na klawiaturę, czy monitor? Oto jest pytanie!) wymaga nieco więcej zachodu niż odpalenie kamerki internetowej. Co wcale nie zmienia faktu, że chętnie podejrzałabym pierwsze reakcje moich ulubionych recenzentów. Przed zapoznaniem się z ich przemyślaną opinią, chciałabym czasem zobaczyć opinię nieprzemyślaną – tę, która maluje się na twarzach, kiedy oglądamy coś po raz pierwszy.
Oglądanie reakcji fanowskich może być także sposobem na radzenie sobie z własnymi emocjami. Jakoś łatwiej było mi przełknąć cliffhanger z TWD wiedząc, że nie tylko ja mam ochotę roztrzaskać laptopa o ścianę. Podczas gdy recenzje pozwalają mi przede wszystkim skonfrontować swoje zdanie ze zdaniem innych, to reakcje służą mi do porównania, czy moje ogólne odczucia zgadzają się z odczuciami innych fanów. Kolejna cegiełka do budowania fandomowej wspólnoty.
A Wy, co myślicie o filmach z reakcjami fanowskimi? To popkulturowy ekshibicjonizm, a może chęć podzielenia się radością lub smutkiem ze światem? No i czy oglądanie takich reakcji może coś wnieść do naszego postrzegania samego dzieła, czy jest jedynie formą dziwacznej rozrywki? Piszcie!