Popkulturowe marzenia, które nigdy się nie spełnią

Każdy z nas posiada popkulturowe marzenia, o których doskonale wie, że nigdy się nie ziszczą. Bo już za późno, bo projekt był zbyt niszowy, bo nasze preferencje rozmijają się z wizją twórców. Życie geeka to głównie pokonywanie mniejszych i większych rozczarowań. Oto subiektywna lista 10 największych.

 

1. Loki Movie

 

Pamiętacie petycję do Marvel Studios w sprawie nakręcenia filmu o Lokim? Po premierze The Avengers wszyscy chcieli zobaczyć go w głównej roli. Kiedy do kin trafiła druga część Thora i (znów!) okazało się, że Loki ukradł film, głosy o oddaniu Tricksterowi jego własnej historii znów rozbrzmiały w przestrzeniach Internetu. MCU jest jednak bardzo dokładnie i bardzo logicznie rozplanowane. A w napiętym grafiku kolejnych fabularnych cegiełek, po prostu brak miejsca, czasu i pieniędzy na Loki Movie.  Szkoda! Tom Hiddleston dałby radę. Zwłaszcza, gdyby inspiracją do scenariusza była niedawna seria komiksów Loki:Agent of Asgard. Oglądałabym!

 

loki-loki-thor-2011-32378264-1280-800

 

2. Satysfakcjonujące zakończenie Supernatural

 

Wiecie, jakie wydarzenia są uznawane za najbardziej tragiczne w moim popkulturowym świecie? Te, kiedy traci się serce do niegdyś ulubionych historii. Kiedy po zobaczeniu napisów końcowych przestaje się czuć napływającą ciekawość, która każe krzyczeć do przewijających się na monitorze nazwisk – CO DALEJ?! 

 

supernatural-ending-pic

 

W przypadku Supernatural szanse na dobre i satysfakcjonujące zakończenie przepadły gdzieś w okolicach 5 sezonu. I nie chodzi o to, że później nie było już nic dobrego. Chodzi raczej o późniejszy brak momentów, w których historia mogłaby się skończyć w sensowny sposób. Widziałam cień takiej szansy w finale 11 sezonu, kiedy na scenę wkroczył Bóg, ale najwyraźniej twórcy mają zamiar kręcić SPN tak długo, jak długo aktorzy będą chcieli grać, a widzowie oglądać. Fakt, że większość aktorów uwielbia grać w tym serialu, a fandom jest ogromny i bardzo zaangażowany może być paradoksalnie największą zgubą serialu. Bo za kilka lat, po którymś z kolei średnim odcinku po prostu uznamy, że nie warto czekać na zakończenie. I z ciężkim sercem wyłączymy telewizor.

 

3. Połączenie wątków The Walking Dead i Fear The Walking Dead 

 

Lubię prequel TWD. W końcu miłości do mózgożernych i snujących się powoli niczym żywe trupy historii o końcach trudno się pozbyć z serca! Bohaterowie, próbujący zachować w sobie to, co grupa Ricka utraciła (człowieczeństwo? nadzieję? empatię?) i powoli gasnąca cywilizacja – są w Fear The Walking Dead elementy naprawdę świetne. A co by było, gdyby grupy z obu seriali kiedyś się spotkały? Chciałabym zobaczyć zmiany w Madison, Travisie i reszcie po kilku latach trupokalipsy. Jak szybko dostosowaliby się do reguł panujących w grupie Ricka? Łączenie serialowych uniwersów to w ogóle moje skryte marzenie. Zobaczymy, czy po Defenders  (projekcie zbierającym do kupy wszystkich netflixowych superbohaterów Marvela) serialowy rynek podchwyci trend.

 

fear-the-wd-surf-zombies

 

4. Beta Ray Bill w MCU

 

Filmowy Marvel ma na swoim koncie różne dziwactwa, które nie przeszłyby w żadnym innym uniwersum. Facet mrówka, kosmiczne humanoidalne drzewo, gadający szop pracz i ostatnio – wielka głowa żyjąca w wymiarze poza czasem. W takim zestawieniu bogowie nordyccy to całkowicie normalna ekipa. Skoro więc Marvel nie boi się wyzwań, to może… Beta Ray Bill?

 

beta_ray_bill

 

Beta Ray Bill nie wygląda zbyt przyjaźnie (albo, jak kto woli, zbyt poważnie). Ten podobny do konia przybysz z planety Korbin ma jednak złote serce. No i jest godzien Mjolnira (Odyn podarował mu nawet jego własny młot o wdzięcznej nazwie Stormbreaker).  Gdyby Beta Ray Bill miał pojawić się w nowym Thorze, już byśmy to wiedzieli. Ale przecież MCU będzie istnieć także po Infinity War, więc nadzieja jest!

 

5. Jeszcze jeden sezon Doctora Who z Christopherem Ecclestonem (albo najlepiej dwa!)

 

Mleko się rozlało, świat poszedł do przodu i nie ma powrotu. To marzenie spełnić się (już) nie może. Doctora w wykonaniu Ecclestona docenia się po latach, kiedy na początkach naszej przygody z serialem osiada nostalgiczny kurz. Z resztą – gdyby Dziewiąty został jeszcze na jeden lub dwa sezony, dziś na pokładzie TARDIS mielibyśmy Matta Smitha (zakładając, że każdy Doctor zostaje na trzy sezony). Ile cudownych historii nigdy nie zostało opowiedzianych, bo Eccleston nie poznał się na geniuszu doctorowego formatu. To jedna z moich największych, nieodżałowanych strat w popkulturowym świecie.

 

ahfmsqnrka4vmg02acsk

 

6. Bryan Craston jako Lex Luthor w DCCU.

 

Lista problemów filmowego uniwersum DC jest długa niczym cyrograf przygotowany przez Crowleya. Nie ma co licytować, które rozczarowanie związane z DCCU było największe. Kiedy jeszcze żywiłam jakiekolwiek nadzieje, że Batman v. Superman będzie dobrym filmem, pierwszy zawód nastąpił w momencie, gdy przedstawiono obsadę. Wiadomo, w głowie fana idealne castingi pojawiają się jeszcze na długo przed oficjalnymi informacjami. Czasem fanowskie wybory są dziwne, czasem wtórne (wszędzie chcielibyśmy zobaczyć Toma Hiddlestona i Benedicta Cumberbatcha), jednak nie sposób odmówić, że w kilku przypadkach są strzałem w dziesiątkę. I teraz proszę mi powiedzieć, jak to się stało, że zamiast Heisenberga  w  B.v.S dostaliśmy Eisenberga?!  Dzizes, DC.

 

man-of-steel-2-bryan-cranston-lex-luthor-photo

 

7. Spin off/prequel Gry o Tron

 

Westeros ma tak bogatą historię, a Gra o Tron tylu ciekawych bohaterów, że można nimi obdzielić kilka dobrych seriali i filmów. Marzę o zobaczeniu na ekranie epickiej walki między młodym Robertem Baratheonem i Rhaegarem Targaryenem lub podboju Aegona Zdobywcy, który wraz ze swoimi smokami (i równie niebezpiecznymi siostrami Visenyą i Rhaenys) zjednoczył pod swym panowaniem Siedem Królestw. Mam nadzieję, że po finale GoT widzowie nadal będą spragnieni krwi i intryg. A HBO sypnie kasą wielką niczym Balerion, by pokazać nam jeszcze kilka wycinków ze świata lodu i ognia. Materiałów jest pod dostatkiem.

 

rhaegar-trident-790x444

 

8. Porządny Comic Con w Polsce

 

Powiedzmy sobie wprost – Polska zasługuje na Comic Con z prawdziwego zdarzenia. Po falstarcie, jaki zaliczył Europe Comic Con zaczęłam się zastanawiać, czy tak wielkie przedsięwzięcie nie jest czasem ponad nasze rodzime organizacyjne siły. Logistyka takich imprez to coś, w czym nie jesteśmy najlepsi (nawet doskonały Pyrkon zalicza wpadki w tej materii), a historie organizatorów ECC, które ostatnio krążą po Facebooku to doskonały materiał na case study. Dobre chęci i entuzjazm na nic się zdadzą w świecie Januszy Biznesu.

 

9. Dobre filmy o superbohaterach DC

 

I znów wracam do DC. Po porażce B v.S  twórcy zaczęli wyciągać wnioski. Tylko to wszystko nadal wygląda bardziej jak kalkulacja maszyny, niż pełne pasji podejście do budowania uniwersum. Dopóki ludzie odpowiedzialni za DCCU nie skumają o co chodzi w superbohaterskich historiach, nie pokochają postaci i nie dadzą się wciągnąć w komiksowe historie, żadne “dośmiesznianie” filmów na ostatnią minutę nic nie da. Po ostatnim trailerze Wonder Woman nie zmieniłam zdania co do tego uniwersum. Chyba najlepiej byłoby puścić wszystko w niepamięć i zacząć od nowa. Np. od zatrudnienia Bryana Crastona w roli Lexa Luthora i od wyciągnięcia długiego, sztywnego kija z tyłka Supermana.

 

apgny3n_700b

 

10. 2 sezon You, me & The Apocalipse

 

Takich rzeczy się fanom nie robi, proszę państwa. Po prostu nie. Jeśli miałabym podać dwa powody, dlaczego cliffhangery to zaraza współczesnej popkultury, to mam doskonałe przykłady: zakończenie pierwszego sezonu YM&tA oraz fakt, że serial anulowano. Drodzy twórcy. Jeśli nie jesteście pewni, czy serial dostanie kolejny sezon, nie róbcie widzom takich rzeczy. To tak, jakby zakończyć TWD na finale 6 sezonu. Jeśli jesteście ciekawi, dlaczego serial zasługiwał na ciąg dalszy, zajrzyjcie tu – Koniec świata na koniec roku – seriale apokaliptyczne 2015 . Mimo wszystko nie polecam. Tylko nabawicie się frustracji.

 

you_me_end_1920x1080

 

 

Nerdzie małej wiary! Marzenia czasem się spełniają. Epilog

 

Jest 2012 rok. W serwisie  dorkly.com ukazuje się artykuł, który po latach posłuży za inspirację pewnej nierozgarniętej blogerce popkulturowej. Nazywa się 10 Nerd Dreams That Will Never Come True i zaczyna się od… nieprawdopodobnych, wg autora, kontynuacji Gwiezdnych Wojen. Chociaż fani zrobiliby wszystko, by zobaczyć dalsze losy Lei, Hana i Luke’a, idealny moment dawno już przeminął, right? Right?! Prawdziwą perełkę tego punktu trzeba zacytować:

Plus, can you imagine Harrison Ford as a cranky, elderly Han Solo? I don’t think anyone wants to see that.

Autorzy pokusili się o krótką adnotację po latach – We were wrong. We were so wrong.

 

Czasem największe pop-pragnienia widzowie dzielą z twórcami. Albo jeszcze inaczej – twórcy doskonale zdają sobie z nich sprawę i nie mogą ich ignorować, bo to jak zignorować sen w którym dziwny pan z tramwaju łapie nas za rękę i konspiracyjnym szeptem recytuje numery w najbliższej kumulacji totolotka. Czyż nowa trylogia GW nie jest dla Disneya taką właśnie wyśnioną wygraną na loterii?

 

Jeszcze niedawno do listy dodałabym Spider-Mana w Marvel Cinematic Universe. Dziś mogę tylko czekać na premierę Homecoming i rozkoszować się wspomnieniem z pierwszego seansu Civil War. A jednak czasem marzenia się spełniają!  Dlatego też mam nadzieję, że przynajmniej jeden z powyższych punktów będę mogła opatrzyć dopiskiem po latach – I was so wrong.