Dziś wpis, którym kończę pewien rozdział mojego życia. O zmianach i ich powodach, social mediach, pracy i szukaniu swojego miejsca w internecie.
Noworoczne postanowienia
Nie wiem, czy też tak macie, ale początek roku raczej kojarzy mi się z jesienią, niż styczniem. Dla mnie rok dzielił się zawsze na przed i po wakacjach, a odkąd pracuję – na przed i po urlopie. Właśnie z niego wróciłam i mam kilka postanowień noworocznych, które wywrócą do góry nogami tego bloga. Ale myślę, że już czas najwyższy.
Z wakacji, oprócz pocztówek i magnesów na drzwi zawsze przywożę kilka przemyśleń i planów na przyszłość. W tym roku wnioski, które wyciągnęłam są chyba najdalej idące, a to z powodu dwóch wydarzeń, które nieco odmieniły moją perspektywę. Chodzi oczywiście o pandemię oraz moją 30-stkę, którą obchodziłam pod koniec lutego. Przymusowe siedzenie w domu uświadomiło mi, jak wiele czasu spędzam przed komputerem, jak niewiele tego czasu jest produktywne i jak straszliwie wolno czołgam się w drodze do realizacji moich celów (które są mieszaniną zawodowych oraz osobistych dążeń).
Freelance w czasach pandemii
W kwietniu, na samym początku lockdown’u, upłynał mi rok na freelansie. Jako, że sytuacja była nerwowa i raczej niepewna dla wszystkich, nie zaprzątałam sobie głowy podsumowaniami. Moje nastawienie do przyszłości miało kształt sinusoidy, co z resztą nie było dla mnie jakimś wielkim novum. Czy praca na własny rachunek jest trudniejsza niż się wydaje, kiedy człowiek kończy ostatni dzień w kijowej pracy? No pewnie. I to nie tak, że nikt ci o tym nie mówi. Po prostu ignorujesz takie fakty lecąc na fali początkowego entuzjazmu. I bardzo z resztą dobrze, bo gdybyśmy zawsze racjonalnie rozważali za i przeciw, to być może nigdy nie decydowalibyśmy się na zmiany.
Do rzeczy jednak. Ilość czasu spędzanego przeze mnie przed komputerem jest kłopotliwa dla mojego ciała i psychiki. Do tego po raz kolejny uderzyło mnie, jak nieefektywny i pełen rozproszeń jest mój roboczy dzień. Niektórzy twierdzą, że nie można być freelancerem, jeśli człowiek nie potrafi dobrze się zorganizować. Ja się nie zgadzam. Da się, ale jest to okupione coraz większym chaosem w głowie oraz codziennym siedzeniem przy biurku do 22. A potem przenoszeniem się na smartfon do 1 w nocy.
Nie zrozumcie mnie jednak źle, to nie jest tak, że PRACUJĘ 12-14 godzin. Po prostu brak odpowiedniego skupienia, rozpraszanie się i robienie 5 rzeczy na raz (z braku umiejętności prioretyzowania zadań) powoduje, że rozwlekam zadania w nieskończoność. W myśl zasady, że przecież mój czas pracy jest elastyczny i ze wszystkim zdążę (nawet kosztem zarwanej nocy). Takie życie jest na dłuższą metę nieznośne.
Czas wyczyścić wannę z zombie
Bardzo lubię spędzać czas w Internecie. Myślę, że mogę mieć nawet problem z uzależnieniem od smartfona. Największy problem polega na tym, że pracując online, a potem dokładając do tego siedzenie w necie “hobbystycznie”, wychodzi na to, że nie robię w życiu już nic innego. I tutaj właśnie leży główna przyczyna zmian, na które w końcu się zdecydowałam. W pewnym momencie zauważyłam, że mogę albo porzucić blogowanie oraz obecność w sm, albo zacząć traktować to jako część mojej pracy, podchodzić do tego strategicznie i…zarabiać na tym pieniądze. A po pracy znaleźć sobie pasję, która nie będzie wymagała gapienia się w ekran.
I tak, wiem – wiele osób narzeka na obsesję powszechnej monetyzacji. Że teraz panuje przekonanie, że “bycie” w internecie nie ma sensu, jeśli nie możemy na tym zarabiać. Wszędzie i wszyscy próbują nam wcisnąć swoje produkty. Prawda jest jednak taka, że wybrałam takie, a nie inne zajęcie w życiu – poświęciłam sporo czasu i energii na naukę projektowania, marketingu, copywritingu (i cały czas się uczę). Gdybym była nauczycielką, kasjerką, instruktorką fitness etc. siedzenie popołudniami w necie i pisanie o filmach mogłoby być dobrą formą rozrywki i odpoczynku. Ale to nie wchodzi w grę w moim przypadku. Niestety. Długo się oszukiwałam, że mogę robić w internetach wszystko. Długo nie chciałam rezygnować z Wanny, ciągnęłam ją, choćby tylko na Facebooku. Żeby nie było, że nie dałam rady.
Już od dwóch lat zapowiadałam na blogu zmiany, których nie udało mi się wprowadzić. Miotam się strasznie z moją działalnością online. Bieżące sprawy i zlecenia zabierają mi czas, blog leży i nie służy nikomu ani niczemu. Zasięgi Wanny nigdy nie były jakoś specjalnie duże. Był okres, kiedy rosły – nietrudno się domyślić, że było to w czasach, kiedy publikowałam regularnie i bardzo dużo czasu spędzałam na promowaniu bloga w social mediach. W międzyczasie pochłonął mnie rozwój zawodowy i poszukiwanie własnej drogi, która dawałaby mi pieniądze i satysfakcję (nawiasem, cały czas nie jestem pewna, czy ją znalazłam). Wanna z zombiakami zaczęła mi ciążyć i być źródłem wyrzutów sumienia oraz frustracji. Aż w końcu nadszedł czas, żeby załadować kuszę, kopniakiem otworzyć drzwi i skończyć z zombiakami w wannie w stylu Daryla Dixona – precyzyjnymi strzałami w oko.
Dlaczego zdecydowałam się na markę osobistą?
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ten wpis mógłby być krótszy. Piszę go jednak w dużej mierze dla siebie. Żeby mieć poczucie porządnie domkniętego rozdziału. Z resztą, jednym z powodów tak długiego odwlekania zamknięcia bloga w takiej formie było moje emocjonalne przywiązanie do WPZ (nadal uważam, że nazwa wyszła mi wyśmienicie i będzie mi jej brakować).
Właściwie to nie powinnam popadać w zbędne sentymenty, bo pragmatycznie na to patrząc, Wanna miała kiepskie zasięgi, a teraz ma szansę (w innej formie) na drugie życie pod moją własną marką osobistą.
Uznałam jakiś czas temu, że budowa marki osobistej ułatwi mi kilka rzeczy. Przede wszystkim pogodzenie pod jedną nazwą wszystkich moich obecnych i przyszłych pomysłów. Jednym stałym elementem mojej obecności w internecie jestem… ja sama. Moje imię i nazwisko. Tworzenie pod nim pozwoli mi też na większą uważność, poważniejsze traktowanie tego wszystkiego i odejście od myślenia, że to tylko taka głupota, w której sobie dłubię w wolnym czasie.
Od początku chciałam, żeby blog był moją pracą, albo przynajmniej ważną jej częścią. Różnica jest jednak taka, że teraz mam w końcu poczucie, że zgromadziłam jakieś skromne doświadczenie i wiedzę, by wokół tego rozwijać moją obecność online.
Co dalej z blogiem i popkulturą?
No dobrze, co teraz? Wczoraj kupiłam domenę joannabrom.pl i do końca roku mam nadzieję wystartować z nową odsłoną bloga. A raczej strony internetowej, bo chciałabym by docelowo znalazło się tutaj także moje portfolio, sklep i miejsce z darmowymi materiałami do ściągnięcia. Treści będą przedłużeniem tego, co zaczęłam już robić na Instagramie, a więc będzie o designie, UX oraz design thinking (temacie, który ostatnio bardzo mnie interesuje). Kręcą mnie też zagadnienia dotyczące etyki w nowych technologiach (PS. Widzieliście “Social Dilemma” na Netflix?). Znając mnie nie ucieknę od analogii, porównań i metafor związanych z popkulturą, więc kto wie – może zombiaki będą przewijać się na drugim lub trzecim planie?
Prawdopodobnie długo jeszcze wahałabym się z zakończeniem rozdziału z Wanną Pełną Zombie, gdyby nie powstanie FANtropii. Cotygodniowe rozmowy z Agatą z Bałaganu Kontrolowanego pozwalają mi wyrażać swoje opinie i zachwyty na temat popkultury w o wiele ciekawszej formie – bo właśnie w dyskusji z drugą, równie entuzjastyczną wobec seriali, książek i filmów, osobą. FANtropia wraca w październiku i myślę, że to podcast będzie moim głównym kanałem popkulturowych rozmyślań. Także nie żegnam się bynajmniej z gadaniem o kulturze.
Jeszcze jedna ważna kwestia – za bardzo lubię moje wpisy, żeby ich tutaj nie zachować. Artykuły, które do tej pory napisałam, zostają i będą dostępne na nowej stronie, prawdopodobnie w kategorii blogowej o nazwie “popkultura” lub “Wanna Pełna Zombie”.
Social media
Największą rozkminkę mam z fanpage’em Wanny. Co prawda udało mi się zmienić jego nazwę na “Asia Brom”, ale nadal nie jestem pewna, jaki content będę tam wrzucać. Nie chcę bardzo się rozdrabniać i z doświadczenia wiem, że zbyt duży nacisk na różne social media powoduje u mnie brak czasu na bloga. Głównym kanałem mojej komunikacji z odbiorcami stał się Instagram, mam też grupę na FB “Branding i Design dla biznesu online, blogera i freelancera”, którą chcę uczynić głównie miejscem, w którym będą odbywały się webinary i lajwy. Marzy mi się porządny newsletter, więc idą za radą Jacka Kłosińskiego, chcę zastosować strategię 2+1 (czyli skupić się na blogu, newsletterze plus jednym kanale sm, jakim jest Insta).
Nie wykluczam, że charakter fanpage’a nie zmieni się tak bardzo i będę go traktować jako kanał do wrzucania przemyśleń “po godzinach”. Nie mniej jednak – jeśli jesteście fanami Wanny i zmiana o której pisze Wam nie pasuje (co jest zupełnie ok), to nie obrażę się, jeśli odlajkujecie fanpage.
Dzięki za wasze wsparcie, każdy komentarz i wiadomość!
Wanna Pełna Zombie była dla mnie furtką do naprawdę fascynującego świata, pełnego inspirujących i mądrych ludzi. Z perspektywy czasu widzę wyraźnie, że nie było dla mnie innej drogi. Niektórzy profesjonalizują się szybciej, niektórzy szybciej wiedzą co chcą robić i jak to osiągnąć. Ja jestem late bloomerem, osobą, która potrzebuje więcej czasu na zrozumienie swoich pragnień i potrzeb. Czy to wszystko się uda? Nie wiem, ale też wszelkie alternatywny nie bardzo mi się podobają. Jestem już nieco mądrzejsza niż w 2015 roku, kiedy zaczynałam z blogiem. Wiem też, że nie mogę oczekiwać innych rezultatów robiąc (a raczej nie robiąc) ciągle to samo. Ten wpis jest pierwszym, PRAWDZIWYM krokiem do zmian. Klamka zapadła.
Bardzo Wam dziękuję, że byliście ze mną w tej pierwszej fazie mojego rozwoju. Nie mam poczucia, że zostawiam moich czytelników bez porządnych treści o popkulturze. Po pierwsze zapraszam Was do słuchania Fantropii, po drugie – sami wiecie, że w internetach jest kilka naprawdę świetnych blogów i vlogów w tym temacie.
Jeśli czujecie, że jesteście w grupie docelowej treści, które będę tu tworzyć, będę Wam ogromnie wdzięczna, jeśli ze mną zostaniecie. Ogromnie mi zależy mi na ludziach uważnych, ciekawych świata, ambitnych i błyskotliwych – a jestem absolutnie przekonana, że większość moich czytelników posiada właśnie te cechy.
Do zobaczenia wkrótce!