Czy nowa odsłona Sabriny – nastoletniej czarownicy, którą znamy z dzieciństwa, udała się Netflixowi? Cóż, Salem co prawda nie mówi, ale reszta wyszła całkiem nieźle. Zwłaszcza jako całkiem oryginalna pogadanka na temat roli kobiet w kościele. Nie tylko tym satanistycznym.
Mrocznie, krwawo i demonicznie
Nigdy nie byłam jakąś przesadną fanką “Sabriny”, ale z pewnością serial był jednym z tych oglądanych przeze mnie po rzuceniu plecaka w kąt i opowiedzeniu mamie, co tam słychać w podstawówce. Z serialu zapamiętałam głównie gadającego kota Salema, niezastąpionego, jeśli chodzi o dostarczanie odpowiednich dawek ironii i czarnego humoru.
Kiedy więc Netflix zapowiedział reboot, nie czekałam. Ale, tak na marginesie, ostatnimi czasy zupełnie przestałam jakichkolwiek seriali wyczekiwać z ekscytacją. Być może dlatego, że nie mam czasu śledzić kalandarza premier, lub – co bardziej prawdopodobne – seriali obecnie jest tak dużo i tak prosto po nie sięgnąć, że wszelkie hiatusy, czy odległe premiery przestały mnie przerażać. W dzień premiery jednak, mroczny klimat i zbliżające się Halloween przekonały mnie do odpalenia serialu “The Chilling Adventures of Sabrina”. Czy Netflixowi udała się historia nastoletniej czarownicy?
Hot or not?
Nowa Sabrina to serial, który jest… OK. Szczerze mówiąc nikt nie powinien być zdziwiony. Netflix ostatnio wypuszcza same seriale, które w skali od złych do wybitnych sytuują się pośrodku. Tylko tyle i aż tyle.
[uwaga: kiedy to pisałam, nie widziałam jeszcze “Nawiedzonego Domu na Wzgórzu”]
Właściwie, gdybym tworzyła tę recenzję, jak Pan Bóg przykazał – od razu po premierze, ton mojego wpisu byłby bardziej entuzjastyczny. Ale ponieważ minęło już trochę czasu i nabrałam dystansu (a także obejrzałam “Nawiedzony Dom na Wzgórzu”), Sabrina nieco straciła w moich oczach. Ale tylko trochę. Bo koniec końców to serial naprawdę wart obejrzenia.
Dewocja, hipokryzja, patriarchat – o czym jest “The Chilling Adventures of Sabrina”?
Prawdopodobnie “Sabrina” tyłka wam nie urwie, ale za pomocą swojego ponurego i karmazynowego klimatu umili wam te kilka wieczorów. W serialu o młodej czarownicy z pewnością najciekawszy jest wątek religijny. Bo ta niepozorna teen drama jest dość dobrą rozprawką o roli kobiet w kościele. I właściwie nie ma znaczenia, czy mówimy tu o kościele chrześcijańskim, czy satanistycznym – równie dobrze Sabrina mogłaby być wychowywana w ultrakonserwatynej rodzinie katolickiej. Obraz dewocji, patriarchatu, nadmiernego przywiązania do bezsensownych, archaicznych rytuałów jest wszędzie taki sam. Różnica polega na tym, że “Sabriny, nastoletniej zakonnicy” nikt by nie oglądał z zapartym tchem. Satanistyczne obrzędy, okultyzm i krwawe ofiary są po prostu ciekawsze dla młodszego widza.
Wątek feministyczny jest fajnie zarysowany, nie tylko poprzez pokazanie buntu Sabriny wobec patriarchatu panującego w Kościele Nocy, ale też dzięki wątkowi szkolnemu. Szkoda tylko, że inicjatywa WICCA nie została w tym sezonie w ogóle rozwinięta.
Nie za bardzo znam się na teen dramach, ale mam wrażenie, że młodzieńczych kłopotów nie było zbyt wiele. Niby jakiś trójkąt miłosny nam się rysuje, ale jak dla mnie to wątek religijny wysuwa się w serialu na plan pierwszy.
Minusem serialu jest całkowity brak poczucia humoru. Tak, muszę przyznać, że należę do dość dużej grupy, która nie może przeboleć, że Salem nie gada. Uważam, że taki comic relief byłby fajnym, kontrastowym promyczkiem w tej dość mrocznej produkcji.
Kobiety są irytujące, kiedy wiedzą czego chcą
Pierwszy sezon “The Chilling Adventures of Sabrina” jest całkiem przyzwoitą zapowiedzią naprawdę dobrej historii o kobietach. Gdybym miała wybierać, którą wersję wolałabym oglądać w dzieciństwie, z pewnością wybrałabym tę netflixową. Głównie dlatego, że młodym dziewczynom takie bohaterki są po prostu bardzo potrzebne. Wiecie, ja uważam, że postacie, które podziwiałam w dzieciństwie (takie jak Bella z “Pięknej i Bestii”, czy… Hermiona z “Harrego Pottera”) naprawdę wpłynęły na mój charakter oraz przyszłe wybory życiowe. Gdybym dorastała z Sabriną, być może moje poczucie własnej wartości, czy odwaga do wyrażania swojego zdania byłyby dziś o wiele większe. Co przywodzi mnie do jeszcze jednego przemyślenia, którym chciałabym zakończyć tę recenzję:
Podczas przeglądania internetu trafiłam na wiele opinii mówiących o tym, że Sabrina jako bohaterka jest irytująca. Dlatego, że zachowuje się egoistycznie i dąży do realizacji swoich celów nawet bez aprobaty otoczenia. I wiecie co? Sama w kilku momentach złapałam się na tym, że Sabrina swoim zachowaniem mnie drażni. Ale potem przemyślałam sprawę i z przerażeniem odkryłam w swojej niechęci konstrukt kulturowy, zakorzeniony tak mocno, że w pierwszym momencie nawet go nie dostrzegłam.
Zdałam sobie sprawę, że gdyby Sabrina była młodym mężczyzną prawdopodobnie jej zachowanie nie wywołałoby u mnie negatywnych odczuć. Wręcz przeciwnie. Bohater, który wie czego chce, popełnia błędy, by się na nich uczyć, w odwagą prze do przodu… Taki powinien być! Ale nie, jeśli jest kobietą. Bo młoda kobieta przecież powinna brać pod uwagę opinię najbliższych (zwłaszcza, gdy są starsi, mądrzejsi lub – oczywiście – są mężczyznami). Młoda kobieta ma obowiązki. Młoda kobieta nie powinna być zbyt “do przodu”. Zuchwałość i pewność siebie u młodej kobiety są czymś, co aż chciałoby się utemperować!
Kiedy uświadomiłam sobie (nie po raz pierwszy z resztą), te podwójne standardy wobec bohaterów i bohaterek opowieści, polubiłam Sabrinę jeszcze bardziej, a jej osobowość zaczęła mi imponować. Gdybym pisała do rodziców, pewnie skwitowałabym to tak: wychowujcie córki, by były równie irytujące jak Sabrina.
Podsumowując, “The Chilling Adventures of Sabrina” to serial, który zdecydowanie warto sprawdzić. Może nie jest to (na razie) bardzo spektakularna historia, ale niektóre wątki mają ogromny potencjał, by rozwinąć się w ciekawy i intrygujący sposób. Drogi Netflixie, chcemy więcej!