Pisanie o pierwszym odcinku nowego serialu BBC The Night Manager to trudna sprawa. Przede wszystkim dlatego, że fangirling wyłazi ze mnie i nachalnie pcha się pod piszące ten post palce.
The Night Manager to 6-odcinkowy serial wyprodukowany przez stację BBC. Premiera pilota miała miejsce 21 lutego. Reżyserką jest Susanne Bier, a scenariuszem zajmuje się David Farr. Obraz jest adaptacją powieści Johna Le Carré o tym samym tytule.
Co jest grane (po pierwszym odcinku)?
Na razie mamy szkicowo zarysowany wątek szpiegowsko-kryminalny. W tle – wielka polityka i szemrane interesy. To, co niezmiernie mnie zainteresowało to temat Arabskiej Wiosny – mam nadzieję, że nie był to tylko punkt wyjścia do całej historii, który w kolejnych odcinkach zostanie porzucony. Formułowanie jakiejś wyrazistej refleksji na temat wydarzeń, których konsekwencje obserwujemy do dzisiaj może być zabiegiem ryzykownym, ale przecież – bez ryzyka nie ma świetnych seriali.
Niewiele zdołam mądrych rzeczy powiedzieć o fabule, bo niesprawiedliwie jest oceniać serial po pierwszym odcinku. Mnie historia wciągnęła na tyle, że już w połowie przestałam studiować piękną twarz Toma Hiddlestona i zaczęłam emocjonować się wykluwającymi się wątkami.
Obsadę można opisać dwoma słowami: Dream Team. Hugh Laurie i Tom Hiddleston to świetni aktorzy, którzy swój talent muszą rozdzielać na robienie dwóch rzeczy na raz – po pierwsze na granie, po drugie – na wymykanie się bardzo silnie zakorzenionym skojarzeniom szerokiej publiczności (w bardzo wielu refleksjach na temat serialu, które zdarzyło mi się czytać występuje Loki i Dr House). Według mnie idzie im całkiem nieźle, zwłaszcza Hugh, którego Richard Roper już w pierwszym odcinku wykazuje zadatki na doskonały czarny charakter.
Nie czytałam książki, nie mam więc pojęcia jak rozwinie się historia. Wiem jedynie, że akcja została przez twórców przeniesiona w czasy współczesne, co pewnie w konsekwencji oznacza mniejsze lub większe zmiany w linii fabularnej. Na pewno wielu zajmie się porównaniem dzieł Le Carré i Susanne Bier, z czego pewnie wynikną ciekawe analizy. Ja poczekam jeszcze trochę na rozwój wydarzeń, które być może popchną mnie do lektury. To nie byłby pierwszy raz, kiedy dobry serial inspiruje do przeczytania dobrej książki.
Na końcu powinnam napisać coś typu „Zachęcam do oglądania”. Ale nie oszukujmy się – czy trzeba zachęcać kogokolwiek do oglądania serialu produkcji BBC, z niebanalną fabułą i świetną obsadą? Jeśli już mam się na to zdobyć, to – wybaczcie mi – odniosę się do naszych najniższych, fangirlowych instynktów: dużo Toma Hiddlestona.
Wystarczy za rekomendację? 🙂