Tegoroczny SerialCon umocnił mnie w przekonaniu, że ten krakowski konwent poświęcony tylko i wyłącznie serialom to jedyne czego do szczęścia potrzebuje moja popkulturowa dusza.
Jednym z pierwszych wpisów na tym blogu były żartobliwe rozważania, jak rozmawiać o serialach, których się nie widziało. To ciężka sprawa ale, jak przekonywałam – da się. Jest to jeszcze łatwiejsze, kiedy masz do dyspozycji rzeszę prelegentów, którzy podzielą się z tobą wiedzą na temat seriali, o których istnieniu nie miałaś pojęcia. Z drugiej strony są też seriale obejrzane od deski do deski. A o tych można dyskutować godzinami.
Zastanawiałam się długo, jak podzielić tę notkę. W jaki sposób uporządkować swoje odczucia i wspomnienia, by stanowiły logiczną całość, a nie zbiór chaotycznych opisów. Postanowiłam skupić się na trzech filarach SerialConu, które w moim mniemaniu zapewniły sukces całemu jakże zacnemu przedsięwzięciu. A tymi filarami są organizatorzy, prelegenci oraz publiczność.
Organizatorzy albo – opowieść o Kopciuszku co na bankiet się wybierał
Kiedy odbierałam identyfikator, przemiła wolontariuszka całkowicie zbiła mnie z tropu. „Czy przyjdzie pani na bankiet?” – usłyszałam. W mojej głowie dokonał się błyskawiczny research, który silnie powiązał słowo bankiet z elegancko ubranymi kelnerami roznoszącymi zmrożonego szampana oraz paniami w pięknych, powłóczystych sukniach. Jakoś to wszystko nie pasowało mi do mojej, obleczonej w koszulkę z Supernatural, rozczochranej postaci. „Chętnie” – wydukałam rumieniąc się tak, jak pewnie rumienił się Kopciuszek na samą myśl o pójściu na bal. „Ale nie mam się w co ubrać” – wypaliłam, chyba bardziej do wróżki chrzestnej niż do wolontariuszki. Po uprzejmym zapewnieniu, że to nic nie szkodzi oraz próżnym czekaniu ma karetę z dyni i kryształowe pantofelki, zdecydowałam się pójść.
Było oczywiście niezmiernie miło, wino smakowało wyjątkowo dobrze, a rozmowa się kleiła. Niestety, jak na Kopciuszka przystało, miałam wyznaczoną godzinę opuszczenia przyjęcia, bynajmniej nie z powodu krótkoterminowo działających czarów, a raczej bezlitośnie punktualnych tramwajów na Hutę. Moja bajka skończyła się dość marnie, bowiem zupełnie minęłam się z absolutnym księciem wszystkich sezonów Sherlocka, Jimmy’m Moriartym aka Andrew Scottem, który był w tym roku gościem festiwalu Off Camera. Na drugi raz zorganizuje sobie nocleg nieco bliżej i będę się bawić do oporu. No i nie zapomnę wpakować do walizki czegoś bardziej eleganckiego niż t-shirty z SPN, Ricka i Mortiego oraz Adventure Time.
Wybaczcie mi, że bardzo zeszłam z tematu. Pointa całej tej historii powinna brzmieć mniej więcej tak – dzięki organizatorom i wolontariuszom SerialConu każdy prelegent, niezależnie od stanu garderoby, rozgarnięcia życiowego lub liczby lajków na swoim fanpage’u, mógł poczuć się jak gwiazda. Bardzo wielki szacun i dużo, dużo serduszek dla Was, drodzy organizatorzy!
Prelegenci, czyli ludzie z Internetów istnieją naprawdę!
Już w mojej przedserialconowej notce pisałam, że konwent ten będzie obfitował w najlepszych popkulturowych blogerów. No i tak w istocie było. Wszyscy, których prawdopodobnie zdarza wam się czytać, kiedy macie ochotę nieco rozrywki, albo szukacie pop-inspiracji. Zwierz Popkulturalny, Jakbyniepaczeć, Gosiarella, Bałagan Kontrolowany, Mysza, Pupozaur, Riennahera, Cathia, Catus Geekus… Autorzy wszystkich miejsc w sieci, do których zaglądam regularnie, pojawili się na SerialConie! Fajnie było posłuchać ich na żywo, wymienić się uwagami, podyskutować i oklaskiwać.
Gdybym miała po kolei opisywać panele i prelekcje, które zainteresowały mnie i zainspirowały do głębokich około serialowych rozkmin, to z pewnością ta notka rozrosłaby się do niebotycznych rozmiarów. Jeśli macie ochotę na mnóstwo szczegółów, wpadnijcie do Agaty z Bałaganu Kontrolowanego i przeczytajcie jej obszerną relację z imprezy.
Ja powiem tylko, że bardzo zapadł mi w pamięci panel o tłumaczeniach serialowych, na którym zostałam autentycznie oświecona. Od teraz dwa razy się zastanowię, zanim zacznę narzekać na jakiekolwiek napisy na Netflixie. To naprawdę ciężka i skomplikowana robota! Magda z Catus Geekus przygotowała doskonałą prelkę na temat serialowych twistów, Zwierz dyskutował o serialowych tropach z dr Majkowskim z UJ, [ UWAGA, DYGRESJA! na którego widok zawsze spuszczam wzrok z zawstydzeniem, bowiem przed oczami staje mi wspomnienie obrony pracy magisterskiej, w której brał udział jako mój recenzent. Żeby nie było, że dałam tam plamę – wręcz przeciwnie, zakłopotanie moje wynika raczej z tego, że ogromnie szanuję jego przebogatą popkulturową wiedzę, a facet dał mi piątkę za pracę i jeszcze nie szczędził pochwał. Także tak. Pochwaliłam się, ale musicie mi wybaczyć ten mały auto-głask. Jak już człowiek ma być z czegoś dumny, to niechże to będzie dobrze napisana magisterka!] Szczerze mówiąc miałam nadzieję na ostre polemiki do pierwszej krwi, jednak pojedynek popkulturowy bloger kontra pan badacz wyszedł zaskakująco miło i łagodnie. Tak też może być. Kaja i Janusz z Jakbyniepaczeć podzielili się mało znanymi serialami, które zdecydowanie warto sprawdzić i była to jedyna prelekcja, na której wyciągnęłam długopis, skrupulatnie notując wszystkie tytuły. Oprócz tego pokazali swój dokument o polskich fanach seriali, który był przyczynkiem do inspirujących rozmów na temat tego jak i dlaczego oglądamy.
Opisując pokrótce co ciekawsze wydarzenia SerialConu nie mogę oczywiście zapomnieć o punktach, w których brałam udział jako panelistka lub prelegentka.
Moje konwentowe wystąpienia zaczęły się od wtorkowych paneli – o fanatycznych fanach seriali oraz o micie Ameryki w serialach. Podczas tego pierwszego dokonałam destielowego coming outu, ponarzekałam na Supernatural (zaznaczając moją dozgonną miłość do braci Winchester) oraz przede wszystkim, z fascynacją słuchałam pozostałych prelegentek. Piekielnie mi się ten nasz panel podobał – bo cudownie łączył fangirling z badawczym zacięciem, które każda z nas posiada. Asia, Magda, Kasia, Cathia – dzięki! Panel o Ameryce był dla mnie bardziej stresogenny, bo nie bardzo wiedziałam, w jakim kierunku potoczy się nasza rozmowa (i czy wystarczy mi wiedzy o historii i społeczeństwie USA w kontekście seriali). Mam wrażenie jednak, że wyszło całkiem nieźle, a przekonać możecie się sami – na fanpage’u SerialConu wisi bowiem nagranie.
W środę czekały mnie prelekcje – jedna o 10 rano (czyli wtedy, kiedy byłam zmęczona) oraz druga – o 18 (czyli wtedy, kiedy byłam zmęczona). Walcząc ze słabością hektolitrami kawy dałam radę nie uśpić nikogo na widowni, więc chyba nie było tak źle! Dziękuje wszystkim, którzy przyszli posłuchać o pop-nawiązaniach w serialu Rick and Morty oraz o tricksterach w Supernatural. Materiałów mam sporo, więc teraz nie będę mogła usprawiedliwiać braku regularnych wpisów na blogu kryzysem twórczym. Myślę, że coś w tematyce moich serialconowych wystąpień pojawi się w Wannie już wkrótce.
Publiczność, czyli wszyscy jesteśmy ekspertami!
To miała być krótka relacja, a zaczynam 4 stronę. O wspaniałościach SerialConu nie sposób jednak pisać zwięźle. Ostatnim, lecz nie mniej ważnym filarem sukcesu tej imprezy jest publiczność, która licznie (lecz bez przesady!) przybyła by posłuchać i przede wszystkim – pogadać o serialach.
Uczestnicy SerialConu w żadnym wypadku nie byli ludźmi przypadkowymi. Dlatego też każda niemal prelekcja i panel kończyły się ożywioną dyskusją, ręce zawsze wędrowały w górę i sporo osób miało naprawdę ciekawe rzeczy do dodania. To pokazuje, jak wielki wymiar społeczny ma oglądanie seriali. Bo chociaż sam proces często odbywa się w samotności, to jednak po napisach końcowych naprawdę mamy ochotę po prostu pogadać z ludźmi o tym, co właśnie widzieliśmy. SerialCon był doskonałą ku temu okazją. Optymalny rozmiar konwentu sprzyjał przyjaznym interakcjom – nie było nerwówki, że ktoś gdzieś nie wejdzie, zamiast tego można było rozsiąść się wygodnie na kanapie lub walnąć się na poduchę i rozkoszować się wysokim poziomem imprezy. Oczywiście fakt, że SerialCon odbywał się w Krakowie także miało wielkie znaczenie – w końcu próżno szukać drugiego miejsca, gdzie znalezienie fajnej knajpy na wieczorne serialowe dyskusje jest tak proste (niezależnie od godziny!).
Podsumowanie – do zobaczenia za rok
SerialCon to mój ulubiony konwent i piszę to całkowicie oficjalnie. Powodów jest kilka. Po pierwsze, jeśli miałabym wrzucić się do jakiegoś popkulturowego worka, to zdecydowanie byłby to worek z podpisem „serialomaniak”. To właśnie seriale są moją ulubioną popkulturową formą. Dlatego też konwent poświęcony tylko im jest dla mnie opcją najlepszą. Po drugie – Arteteka w Krakowie to wprost wymarzone miejsce na tę imprezę. Życzę konwentowi, by zdobył popularność na jaką zasługuje, ale będzie mi bardzo przykro, jeśli kiedykolwiek będzie musiał się przenieść w inne miejsce. Atmosfera, poziom merytoryczny, możliwość poznania nowych ludzi, którzy dzielą nasze pasje, inspirujące dyskusje… Wymieniać można długo. Jeśli nie byliście w tym roku, koniecznie zarezerwujcie sobie czas w przyszłoroczną majówkę. SerialCon zdecydowanie warto odwiedzić. Ja wpadnę na pewno!