Wyniki badań Biblioteki Narodowej dotyczących czytelnictwa to doskonała okazja, żeby w końcu… coś napisać. Zapraszam więc do podniesienia osobistych statystyk i przeczytania komentarza kogoś, kto zaliczyć się może do wyodrębnionej w raporcie grupy czytelników emocjonalnie zdystansowanych.
Czytanie jest fajne i warto o tym mówić!
Polacy nie czytają książek! Od ilu lat czytamy (nomen omen) takie nagłówki w prasie i w Internecie? Ano tak. Nie czytają. Co gorsza, jak już czytają to 50 twarzy Greya. Czy powinniśmy spędzić najbliższe dni na udostępnianiu pretensjonalnych tekstów z fanpage’a Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka? A może nasze leżące po lewej serca powinny rwać się do zmiany świata i pracy u podstaw?
Jak słusznie zauważono w raporcie, do którego link zostawiam wam na końcu artykułu, to środowisko a nie poziom wykształcenia wpływa na czytelnictwo. Co to oznacza w praktyce? Jeśli Jasiu i Andżela podsłuchają na szkolnym korytarzu grupę popularnych w klasie znajomych rozmawiających o książce, to być może ich wzrok zatrzyma się na witrynie księgarni. Jeśli młody pracownik biurowy na przerwie kawowej będzie wysłuchiwał, jaki to nowy Twardoch jest dobry, to może zadziała u niego potrzeba przynależności do grupy i… również sięgnie po książkę?
Nie wiem, może naiwny ze mnie człowiek. Albo moje konformistyczne nastawienie bierze górę nad zdrowym rozsądkiem – zdarzyło mi się bowiem przeczytać to i owo, bo w moim kręgu znajomych po prostu „nie wypadało” czegoś nie znać. Bo bałam się, że wyjdę na głąba. Może dzisiaj, w dobie nieskrępowanego niczym kretynizmu internetowych komentatorów nikt już nie odczuwa tego typu lęku.
Problem z piętnowaniem ludzi nieczytających jest taki, że
- Generalnie ludzi nie powinno się piętnować
- Jeśli powiesz komuś kto nie czyta, że jest z tego powodu idiotą, to najpewniej nic to nie da
- Nie mówiąc już o tym, że czytanie samo w sobie jest dość przeceniane
Czytanie nie czyni z ciebie intelektualisty
Mam takie podejrzenia, że ludzie którzy chełpią się swoim czytelnictwem (ostentacyjnie dzieląc się w mediach społecznościowych infantylnymi grafikami przedstawiającymi zakopanego pod stertą książek mola książkowego , który nie potrafi oderwać się od lektury nawet na siku) zwykle wybierają lektury wartości dyskusyjnej. Kompulsywne pochłanianie wszystkiego, co drukarnia wyprodukowała może zrobić z mózgu papkę. Kto choć raz oglądał na YouTubie Złe książki wie, o co mi chodzi.
Oczywiście, można uznać że ktoś, kto przeczytał 50 twarzy Greya po czasie zacznie sięgać po coraz lepsze lektury. Tyle że… na świecie jest tyle złych i dobrze sprzedających się książek, że naprawdę, wybaczcie pesymizm, ale szczerze w to wątpię.
Czytanie samo w sobie nie jest dobre ani złe. Wiem, że nie jest to wcale myśl oryginalna, ale wolę już kogoś kto nie czyta, ale za to ogląda dobre seriale, niż czytelnika Katarzyny Michalak.
Gdzie są ukryte dobre historie?
Chociaż uczestnicy badania pochodzą z różnych miejsc, mają różne zajęcia i są w różnym wieku, można w ciemno powiedzieć że coś ich łączy. Są ludźmi. A jeśli są ludźmi, to znaczy że lubią opowieści. Pociąg do słuchania i opowiadania tkwi w nas od początku świata. I mają go nawet ci, którzy czują wstręt do zadrukowanych czarnymi szlaczkami kartek. Gdzie więc nasycają swój głód opowieści? Przed telewizorem, oczywiście. Bo wiecie, na czytanie wzrok zawsze jest trochę za słaby. Na wieczorny seans M jak Miłość – nigdy!
Seriale dostarczają nam historii. Nasycają ich głód. Perypetie bohaterów rozbudzają wyobraźnię, podkręcają empatię i uczą. Mają moc zmieniania światopoglądów. Dlatego, jeśli twoi rodzice lub dziadkowie zaliczają się do tych nieczytających – pokaż im przynajmniej jakiś dobry serial.
Muszę się wam do czegoś przyznać. Zauważyłam że coraz częściej w poszukiwaniu opowieści raczej włączam Netflixa niż otwieram książkę. Liczba przeczytanych przeze mnie powieści spadła, chociaż pewności nie mam, bo nie jestem wprawnym badaczem własnego czytelnictwa. Czytuję literaturę naukową, reportaże i książki branżowe, dzięki którym rozwijam się zawodowo. No i mnóstwo Internetów. Głębokich przeżyć i emocjonalnych uniesień szukam, jak wielu literackich ignorantów – przed ekranem. Kiedyś czułam się z tym źle. Ale potem przestałam fetyszyzować czytanie i już mi lepiej.
Nie czytamy – i co z tego?
Każdorazowo po ogłoszeniu raportu o poziomie czytelnictwa ludzie dzielą się na trzy grupy:
- Tych, których ego w tym dniu puchnie niczym męskość Christiana Greya na 200 stronie wiekopomnego dzieła E.L James
- Tych, którzy drążą i analizują system, który doprowadził do tak tragicznego stanu rzeczy
- Tych, którzy mają to centralnie gdzieś, bo albo nie czytają wcale i dlatego nie przeczytali wyników, albo czytają za dużo i nie mają czasu na pierdoły typu siedzenie w necie i wypatrywanie raportów czytelnictwa
Czy możemy coś zrobić, by pomóc naszym nieczytającym znajomym i rodzinie? Śmiem twierdzić, że niewiele zdziałamy posądzając ich o analfabetyzm i odsądzając od wszelkiej czci i wiary. Lepszym sposobem na przekonanie kogoś do lektury jest po prostu rozmowa o książkach, o tym co nam daje DOBRA literatura i dlaczego ta zła jest zła. A bardziej opornym polecam podrzucić jakiś dobry serial.
Link do raportu tutaj: Stan czytelnictwa w Polsce 2016