Jim Jarmusch postanowił wziąć się za zombie. I przypadkowo dobił mocno nieświeży już gatunek. Dlaczego The Dead Don’t Die to film poniżej średniej? Czy truposze naprawdę nie umierają? Zombie z Wanny powraca, by podywagować!
Jarmusch dobija popkulturowe bóstwa
Nie jestem jakąś przesadną fanką Jarmuscha. Ostatni film w jego reżyserii, który wspominam miło, to Only Lovers Left Alive i bynajmniej nie jest to zasługa reżysera, a raczej mojego, dość wtedy mocnego, fangirlingu Tomasza H. Paterson z kolei nieco mnie znudził, chociaż nie można odmówić mu uroku (jako fanka poezji doceniam koncept). Mimo mojej ambiwalencji uczuciowej wobec reżysera, czekałam z entuzjazmem na Truposze nie umierają. Nie ma się co dziwić, w końcu nadal pozostaję fanką zombiaków i miałam nadzieję, że Jarmusch powie o chodzących truchłach coś nowego. Może nawet znajdzie w nich jakąś romantyczną stronę? Lub coś, czego nikt inny nie dostrzegł? Bardzo lubię oglądać, jak twórcy bawią się, przekształcają i dekonstruują wyświechtane popkulturowe motywy i byłam przekonana, że tego właśnie doświadczę podczas seansu. Niestety, pomyliłam się.
Kto kazał Jarmuschowi zrobić film o zombie? Truposze nie umierają to bezcelowe pokazywanie gatunkowych klisz
Muszę przyznać, że przez połowę filmu zastanawiałam się, kto przyłożył Jarmuschowi pistolet do skroni i kazał mu zrobić film o zombie – tak bardzo wydawał mi się wymuszony i bez polotu. W drugiej połowie uświadomiłam sobie, że to nie to. Ten reżyser ma po prostu taki nienarzucający się ludzkiej uwadze styl. Sam klimat jest nieco absurdalny, dziwaczny, wzięty trochę z zombiaczych klasyków (głównie Romero). Szkoda tylko, że do tego niezłego tła, Jarmusch nie dołożył porządnego scenariusza i bardziej angażujących dialogów.
Mogłabym stwierdzić, że meta-wstawki o czytaniu scenariusza (jest scena, w której jeden z bohaterów twierdzi, że wie, co się wydarzy, bo po prostu przeczytał cały scenariusz) są całkiem udane, ale przez to, że Jarmusch dalej nie idzie tropem dekonstrukcji scenariuszy tego typu filmów, wydają się na siłę śmieszne i po prostu cringe’owe. A już oczami wyobraźni widziałam Adama Drivera biegającego po planie z check listą najbardziej znanych zombiaczych klisz. Podobny cringe czułam za każdym razem, kiedy Jarmusch odnosił się do popkultury w ogóle. Np. W scenie, w której widzimy, że bohater grany przez Drivera ma breloczek z Gwiezdnym Niszczycielem. I byłoby nawet zabawnie, gdyby nie to, że mieliśmy do tego przypięty dialog typu “O, Gwiezdne Wojny, fajne są” “No, spoko”. I całe puszczanie oka do publiczności trafił szlag.
The Dead Don’t Die to kompilacja najbardziej tanich schematów gatunku. I ja naprawdę nie mam nic przeciwko robieniu sobie jaj z zombie. Prawda jest jednak taka, że w porównaniu do prześmiewczego i prześmiesznego Shaun of the Dead, Truposze… wypadają bardzo, nomen omen, blado. Pastisz Jarmuscha jest bowiem płytki i nie wnosi niczego nowego do tego, co już zostało w tematyce zombiaków pokazane.
A może trzeba było zabrać się za wilkołaki?
Wystawianie na pierwszy plan krytyki konsumpcjonizmu w filmie o zombie – nawet w sposób prześmiewczy – jest po prostu straszliwie leniwym zabiegiem. Cel zrobienia przez Jarmuscha filmu o zombie pozostał dla mnie nieodgadniony. I chodzi mi o to, że wiele rzeczy jest tu tak bardzo wymuszonych i zrobionych po łebkach, że nie widać w tym obrazie nawet krztyny zaangażowania reżysera. Wiecie, Paterson może i był nudnawy, ale jednak miałam poczucie, że temat jest angażujący – jeśli nie dla widzów, to dla reżysera. W przypadku Truposzy.., po prostu tego nie widać. Siedzisz w kinie i masz wrażenie, że wszyscy – od reżysera, poprzez obsadę, a na widowni kończąc – po prostu się męczą.
Konkluzja, czyli czego fan zombie Jarmuschowi nie wybaczy
Największym grzechem The Dead Don’t Die jest to, że Jarmusch zdaje się nie dostrzegać bogactwa znaczeniowego i potencjału, jaki niesie ze sobą figura zombie. Sprowadza ją tylko do krytyki konsumpcjonizmu, co współcześnie jest tak boleśnie oczywistą i leniwą interpretacją, że to aż boli. Miałam nadzieję, że Jarmusch podejdzie do tematu w sposób artystyczny i spróbuje wyciągnąć z zombie coś nieoczekiwanego i niespodziewanego. Niestety nie wyszło. I nie uratował tego nawet Adam Driver.
Truposze jednak umierają, czyli czy zombie genre się kończy?
Zawsze mi się wydawało, że moda na zombie będzie trwała, dopóki Kirkman będzie pisać swój komiks. Z jakiegoś powodu byłam przekonana, że Kirkman będzie swój komiks pisać forever end ever. Jednak z zakończeniem serii The Walking Dead , truposze definitywnie zaczęły się rozkładać. Serial także zbliża się ku końcowi i chociaż mamy spin offy, a kilka dni temu ukazał się trailer drugiej części Zombieland, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że żywe trupy powoli wracają do swoich wygodnych grobów na cmentarzu popkultury.
A Wy, co myślicie o nowym filmie Jarmuscha? Czy wg Was zombie w popkulturze się kończą? Dajcie znać w komentarzach.