Dziś nietypowo, bo musicalowo. Dlaczego? Korzystam z ciągu skojarzeń – skoro wczoraj miała miejsce premiera serialu Wersal. Prawo krwi, uznałam, że jest to doskonała okazja, by napisać o innym wariancie historii Ludwika XIV, czyli o francuskim musicalu Le Roi Soleil.
Moje uwielbienie dla francuskich musicali ma w sobie coś z perwersji. Rzadko się do niego przyznaję, no i pewnie nikt by mnie o to nie podejrzewał. Miłość jako temat sztuki nie pociąga mnie bardzo, ale miłosne wyznania wyśpiewane po francusku? Tu mnie macie!
Długo pozostawałam wierna Notre Dame de Paris, musicalowi w Polsce bardzo dobrze znanemu (Garou, odtwórca roli Quasimodo, był kiedyś u nas bardzo dużą gwiazdą). Z resztą, moja fascynacja powieścią Hugo i jej wszelkimi adaptacjami to materiał na zupełnie inny temat. Le Roi Soleil zachwcił mnie jednak od pierwszego wejrzenia – postaciami, piosenkami, scenografią, choreografią, kostiumami. Po prostu wszystko w tym musicalu jest perfekcyjne! Uczta dla oczu i uszu.
Tak, wiem – musical ma już 11 lat i pewnie niektórzy będą mieli ochotę wręczyć mi nagrodę za odkop dekady, ale skoro już kiedyś ustaliliśmy, że w Internecie nic nie ginie i nie traci daty ważności, postanowiłam podzielić się z wami moim entuzjazmem.
Reżyserem Le Roi Soleil jest Kamel Ouali, a premiera odbyła się w roku 2005. Na szczęście, Francuzi lubią swoje musicale na tyle, by wypuszczać je na DVD, więc nie ma problemu ze znalezieniem go w sieci (tak, wiem że to nie do końca, w stu procentach fair, no ale nie oszukujmy się – spektakl jest na youtube. Ba, nawet z polskimi napisami!).
Tytuł musicalu właściwie mówi sam za siebie – jest to opowieść o Ludwiku XIV. I o jego romansach. Ale, choć akcent położony jest na miłość (jej utratę i znalezienie pod koniec), to musical dotyka także innych aspektów życia króla. Właściwie, można powiedzieć, że wydźwięk historii pokazanej na scenie oddala się od miłosnych uniesień, zbliżając się do poszukiwania własnego ja oraz kwestii odpowiedzialności i ciężaru, jaki niesie za sobą władza absolutna.
Ale, właściwie co ja wyprawiam? Nie ma przecież sensu opowiadać, o czym jest musical. To trzeba zobaczyć i usłyszeć.
Przed wami 5, z trudem wybranych (ponieważ w tym musicalu wszystkie piosenki są cudowne!) utworów, których bardzo lubię słuchać. A jeszcze bardziej – uwielbiam oglądać. Kolejność przypadkowa. Klipy, jakie zamieszczam nie mają polskich napisów (bo w pojedynczych piosenkach niestety ich nie znalazłam).
Ça marche (C. Maé)
Piosenka, która opowiada o blaskach i cieniach życia na dworze. I przy okazji przedstawia nam jedną z najlepszych postaci tego musicalu – Filipa Orleańskiego, młodszego brata Ludwika. Tak, Monsieur wygląda wręcz groteskowo w sukni, dredach, ostrym makijażu. Tyle, że – to akurat bardzo zbliżony do rzeczywistości wizerunek (no, może prócz dredów;). Nie będę się rozpisywać o Filipie, zapytajcie wujka Google. Ciekawość mnie zżera, jak poradzili sobie z nim twórcy serialu Wersal. Prawo krwi.
Je fais de toi mon essentiel (E. Moire, A.-L. Girbal)
Gdybym miała wytypować jeden utwór, który przychodzi mi do głowy na hasło „piosenka o miłości”, to byłby to właśnie ten. Wpada w ucho niesamowicie i jest piękny. Nie, nie obchodzi mnie, że jest banalny. I że nadaje się tylko na wesele i pierwszy taniec. Kocham i kochać będę.
Ps. Tak, Francuzi kręcą klipy do musicali. Fajnie, nie?
Pour arriver à moi (E. Moire)
Ludwik XIV jest znany z powiedzenia Państwo to ja. Ta piosenka jest rozwinięciem tegoż hasła, deklaracją władzy absolutnej, odrzuceniem pochlebców i zwróceniem się ku sobie. Samouwielbienie, pewność siebie i świadomość odpowiedzialności – i to wszystko w przecudownej aranżacji muzycznej. Popatrzcie na Emmenuela Moire i powiedzcie mi, że nie jest idealnym Ludwikiem XIV!
Contre ceux d’en haut (M. Rim, V. Petrosillo)
A to piosenka, która pokazuje, że nieuczciwie byłoby tylko i wyłącznie wychwalać francuską monarchię i arystokrację. Rewolucja czai się po cichu. Wątek Frondy jest w musicalu zaledwie muśnięty, ale jeszcze bardziej podkreśla francuskiego ducha pokazywanej na scenie historii.
A qui la faute (C. Maé)
Kiedy Ludwik zostaje poważnie ranny w wojnie we Flandrii, cały dwór stawia na nim przysłowiowy krzyżyk. Wszystkie oczy zwracają się na Filipa. Ale Monsieur nie jest tym rodzajem brata, który śni sny o potędze i kontempluje pech urodzenia się jako „ten drugi”. Piosenka jest manifestem beztroskiego życia i odrzuceniem wszelkiej odpowiedzialności.
Ach, kto by nie chciał czasem zaśpiewać za Filipem:
Zbędny trud
By szukać mnie
Nie, szkoda słów
Nie pytajcie mnie
Waszymi snami nie wiążcie mnie
Żyję, by nie robić nic i dobrym w tym być!
Chęci brak
By podnieść się
O nie, nie chcę
Tym obciążać się
Ani wypowiadać się
Żyję aby bawić się (W króla nie zmienicie mnie!)
Właściwie, to mogłabym wymienić jeszcze wiele piosenek, ale żywię nadzieję, że te 5 przekona was do obejrzenia musicalu. Czasem warto wyprawić się w zupełnie inne rejony kultury popularnej i przekonać się, jak bardzo jest różnorodna. Swoją drogą. Czekam na czasy, kiedy w Polsce będziemy potrafili w taki sposób bawić się naszą własną historią. Musical o Janie III Sobieskim? Kto za?